Wywiady

Znów na nogach!

Przez osiem miesięcy działania inicjatywy „Znów na nogach” ponad 20 psów otrzymało charytatywne wózki inwalidzkie – co dało im szansę na normalne funkcjonowanie. Jak to się stało, że grupa studentów z Białegostoku postanowiła pomagać potrzebującym i niepełnosprawnym psom? Jaka jest historia dwułapka Williama? – opowiadają Joanna Pawlikowska – opiekunka Williama i Julia Bardini – inicjatorka „Znów na nogach”.

Fot. Fundacja Znów na nogach
Skąd się wziął piesek Willy?

Joanna: Willy trafił do schroniska Fundacji Pod Psią Gwiazdą w Kłodzku jako dwumiesięczne szczenię. Najprawdopodobniej wypadł z pociągu na pobocze torowiska, praktycznie w środku pola – nie wiadomo, czy został wyrzucony, czy zepchnął go silny podmuch powietrza. Tam znalazła go pewna pani, która natychmiast zawiadomiła schronisko. Willy trafił tam późno w nocy, a nad ranem był już we Wrocławiu u weterynarza. Szybko zapadł wyrok – pies nigdy nie będzie chodzić, zalecono więc natychmiastowe uśpienie. Wiele osób pewnie tak właśnie by zrobiło. My jednak uznaliśmy, że to młody pies, a my żyjemy w XXI w. i mamy duże możliwości – możemy zrobić dla niego wózek, pomóc mu przystosować się do takiego życia i sprawić, że będzie naprawdę szczęśliwy. Willy dostał więc szansę. Jego dzieciństwo nie było kolorowe, zabieraliśmy go do wielu lekarzy specjalistów, również za granicą. Był też poddawany rehabilitacji.

Ale w pewnym momencie wiadomo było, że już medycznie nic się nie da zrobić?

Joanna: Tak, i wtedy przyszedł czas na wózek. Willy jest psiakiem bardzo energicznym, lubi pobiegać po polach, bawić się z psami, pogonić ptaki. Dwa pierwsze wózki szybko uległy więc zniszczeniu. W międzyczasie podjęliśmy decyzję o amputacji tylnych łap. To niesamowite, bo Willy świetnie sobie radzi, chodząc jedynie na dwóch przednich łapach! Wózek jest mu potrzebny na dłuższe trasy, aby nie obciążać nadmiernie przednich stawów.

Mówisz, że William biega, węszy, zachowuje się jak normalny pies…

Joanna: Zdecydowanie. Willy jest przede wszystkim normalnym psem. Niepełnosprawność jest dopiero na kolejnym miejscu. Ma charakterek, szaleje, wchodzi w normalne kontakty z innymi psami. Opieka nad nim nie jest też dużo bardziej skomplikowania. Willy od dziecka mieszka w schronisku Fundacji Pod Psią Gwiazdą w Kłodzku – nie jest natomiast psem z boksu, mieszka jak książę – w biurze, gdzie poznaje się z psami, kotami i podejmuje decyzje, kogo przyjąć do swojego pałacu. Jeździ z nami na wycieczki, uwielbia pływać! To fantastyczny psiak i bardzo liczymy na to, że znajdzie się osoba, która zechce go pokochać. Nowy opiekun będzie mógł zawsze liczyć na naszą pomoc. Willy to psiak bardzo mi bliski, z którym niełatwo będzie się rozstać. Po cichu liczę, że trafi do kogoś mieszkającego niedaleko, z kim będę mogła się zaprzyjaźnić i od czasu do czasu spotykać!

Najważniejsze jednak, aby był to człowiek zdający sobie sprawę z tego, że Willy jest po prostu psem, z którym nie trzeba obchodzić się jak z jajkiem. Ma fajny, wesoły charakter, nie jest lękliwy. Funkcjonuje normalnie – potrzebuje zabawy, biegania, wychowania, nauki. Wystarczy po prostu dać mu szansę!

Zespół Fundacji Znów na nogach
Jak trafiłaś tutaj aż z Wrocławia? To druga strona Polski!

Joanna: Szukałam dla Willa wózka, gdy poprzedni stał się już bardzo zużyty, a po amputacji łapek przestał na niego pasować. Przeszukiwałam Internet, pytałam ludzi. Chciałam znaleźć wózek dla niego przystosowany, który posłuży przez długi czas, szczególnie, biorąc pod uwagę fakt, że jeśli Willy znajdzie dom, wózek pojedzie tam razem z nim. Tak trafiłam na Julkę. Zaczęłyśmy rozmawiać, ustalać szczegóły. Prace nad wózkiem trwają już od miesiąca.

Jak wygląda proces produkcji takiego wózka?

Julia: Sama konstrukcja nie jest skomplikowana. Jeśli spojrzy się na wszystkie nasze wózki, może wydawać się, że wyglądają tak samo. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Za pomocą rentgena i tomografii komputerowej dla każdego psa indywidualnie określamy, w którym miejscu należy wywrzeć nacisk, aby z biegiem czasu np. pobudzać chód rdzeniowy. Współpracujemy z weterynarzami i zoofizjoterapeutami. Zanim wykonam dany wózek, długo rozmawiam i męczę pytaniami specjalistów.

Opieram się na wiedzy z zakresu anatomii i neurologii psów. Ważna jest też wygoda i higiena – cały wózek można rozmontować, a wszystkie materiałowe elementy z łatwością zdjąć i wyprać.

Proces produkcji zaczyna się od fazy zdjęciowej. Na podstawie badań i zdjęć psa zdejmujemy odpowiadające mu wymiary i konsultujemy się z weterynarzami. Musimy dowiedzieć się, gdzie i jaki uraz ma dany pies, czy mamy do czynienia z dyskopatią, czy w perspektywie istnieje możliwość powrotu psa do zdrowia. Na tej podstawie zapada decyzja – robimy wózek zwykły, wózek aktywny lub np. wózek czterokończynowy.

Następnie faza projektowa. Mamy stworzony ogólny projekt konstrukcji, którą modyfikujemy pod konkretnego psa. Później pracy przebiegają dwutorowo. Z jednej strony, trzeba uszyć materiałową formę, która podtrzymuje psiaka w wózku – decydujemy wtedy, czy psiak powinien mieć możliwość poruszania tyłem ciała, czy musimy go amortyzować za pomocą gumy, czy przytrzymujemy go „na sztywno”, ilu klamer użyjemy. Drugi tor pracy to pocięcie rurek, wycięcie łuków, zespawanie elementów i pospawanie. Następnie nadchodzi czas, w którym przygotowujemy kółka, montujemy całość.

Wózki mają piękne szelki! Wyglądają przez to wyjątkowo elegancko…

Julia: Współpracujemy z jednoosobową firmą handmade’ową, tworzącą szelki – Let’s Woof. Szyje szelki specjalnie dla nas, opracowane odpowiednio do konstrukcji wózków. Na początku szelki przysyłali nam opiekunowie konkretnego psa, dla którego budowaliśmy wózek. Zazwyczaj jednak okazywało się, że nie pasują one do wymagań wózka, trzeba było je zmieniać lub pruły się i niszczyły zbyt szybko w miejscach najbardziej obciążonych. Szukałam długo, kontaktowałam się z wieloma firmami. Większość nam odmawiała, bo tworzenie specjalnych szelek w małych ilościach było dla nich nieopłacalne. W końcu zupełnie zdesperowana, zadzwoniłam właśnie do Let’s Woof i powiedziałam na starcie: „Robię wózki inwalidzkie dla psów i potrzebuję szelek”. Po chwili ciszy usłyszałam po prostu: „Dobrze, jakie to mają być szelki?”. I tak to się zaczęło. Współpraca układa nam się świetnie, opracowałyśmy wspólnie pancerną konstrukcję!

Ile osób pracuje przy produkcji?

Julia: Bezpośrednio przy projekcie pracują aktualnie cztery osoby: ja, Kamil, Milena i Kuba. Są też osoby, które wspomagają nasz projekt: Karolina – rysownik i grafik oraz Maja, która prowadzi nasze media społecznościowe. Jesteśmy inicjatywą charytatywną, nasze wózki trafiają do psiaków bezpłatnie – czasem osoby prywatne prosimy jedynie o zwrot kosztów materiałów. Chcemy, aby te urządzenia były ogólnodostępne – dzięki temu coraz więcej osób ma szansę zauważyć, że niepełnosprawność psa nie musi oznaczać konieczności jego uśpienia.

Joanna: Wychodzimy z założenia, że jeśli walka o psa ma szansę powodzenia, będziemy ją kontynuować. Prowadzimy małe schronisko, w którym przebywa około 40 psów – dla niepełnosprytka też znajdzie się miejsce! Dzięki ludziom takim jak ekipa „Znów na nogach” mamy szansę nieść pomoc zwierzętom, na które wydano już wyrok. Ludzie, którzy nie znają Willa, na jego widok często zaczynają płakać i mówić o nim „jaki biedny piesek!”. Oczywiście, to zrozumiałe reakcje. Natomiast wystarczy chwila i poznanie go, aby zauważyć, że Willy wcale nie jest biedny, bo nie ma łap. Radzi sobie świetnie bez nich, po domu porusza się zwinnie na dwóch łapach, a wózek pozwala mu na aktywne życie również na dworze. Biega za piłką, szarpie się szarpakiem. Biedny może być tylko dlatego, że jeszcze nie ma domu.

Opowiedzcie więcej o inicjatywie „Znów na nogach”.

Julia: Pewnego dnia, w styczniu tego roku, w czasie przerwy w zajęciach stwierdziłam, że chciałabym zrobić coś fajnego na studiach i że najlepszym pomysłem będzie skonstruowanie wózka inwalidzkiego dla psa. Nie pytajcie mnie, skąd mi to przyszło do głowy – to był impuls! Myślałam, że pomogę zwierzęciu, dokształcę się w zakresie materiałoznawstwa. Powstał wózek dla jednego psiaka, później okazało się, że w fundacji jest jeszcze jeden potrzebujący… W tym momencie mamy na koncie wózki dla dwudziestu kilku psiaków!

Zainteresowani sami się do was zgłaszali?

Julia: Na początku sami wyszukiwaliśmy pacjentów i pisaliśmy z nadzieją, że ktoś zgodzi się na współpracę z nami. Teraz musieliśmy już zamknąć zapisy, bo nadszedł moment, gdy otrzymaliśmy 20 zamówień na wózki na raz! Sporo jest potrzebujących starych psów, które nie są w stanie samodzielnie chodzić z powodu dysplazji, chorób stawów czy po prostu wieku. Coraz więcej jednak trafia do nas historii takich jak Willy – młodych zwierzaków, którymi zajmują się dobrzy ludzie, szukając dla nich pomocy. Służymy również radą z zakresu opieki nad takimi psiakami – założyliśmy grupę na Facebooku „Uwaga! Niepełnosprytki na pokładzie!”, będącą przestrzenią do wymiany różnych pomysłów i patentów, z których opiekunowie tych zwierzaków korzystają na co dzień.

Najważniejsza jest świadomość, że te psy wcale nie wiedzą, że są niepełnosprawne! Żyją pełnią życia, błyskawicznie się adaptują i radzą sobie świetnie.

Po skonstruowaniu trzeciego wózka doszłam do wniosku, że też zasługuję na swojego własnego niepełnosprytka! Tak trafiła do mnie Bajka, dziewczyna z charakterem, która nie szczeka, a komunikuje się za pomocą warczenia, na wielu różnych tonacjach! Bajka ma również swój wózek.

Na jakiej zasadzie działacie?

Julia: Jesteśmy inicjatywą studencką, pomaga nam nasza uczelnia. Ale w gruncie rzeczy jesteśmy po prostu bandą wariatów, którzy lubią psy, a w szczególności te, które potrzebują pomocy. Wkręciliśmy się w temat. Te psiaki są niesamowite, są jak czekoladki – weźmiesz jedną i chcesz kolejnych! To prawdziwe charakterki, które z jednej strony nie zdają sobie sprawy ze swoich ograniczeń, ale z drugiej zauważają, że nieco odstają od grupy zwykłych psów, np. są wolniejsze, niektóre psy się ich boją. To sprawia, że niepełnosprytki to niesłychane cwaniaki, kombinują, mają „pazur”.

Magia polega chyba też na tym, że wszystkie psy szybko akceptują wózki…

Julia: Tak, to prawda – nie mieliśmy jeszcze przypadku, w którym pies nie zaakceptowałby wózka! One naprawdę czują, że to im pomaga. Moja Bajka, gdy pierwszy raz podpięłam ją do wózka… po prostu pobiegła! Nie obejrzała się nawet za siebie. Teraz jest tak świadoma wózka, że w sytuacjach, gdy koło zahaczy o coś na drodze, Bajka nie ciągnie bezmyślnie do przodu. Spokojnie wycofuje i łukiem omija przeszkodę! Wszystko jest do wypracowania.

Jakie macie plany na przyszłość?

Julia: Wpadliśmy w to po uszy. Mamy mnóstwo nowych pomysłów, a obserwując psiaki, tworzymy je na bieżąco. Niektórzy ludzie, mając wenę, piszą wiersze, śpiewają, malują. Ja projektuję wózki inwalidzkie dla psów. To jest mój rodzaj sztuki! Moje całe życie – spędzam w pracy 7 dni w tygodniu, po 10 godzin dziennie. Zajmuję się kontaktem z mediami, załatwiam sponsorów, jestem w ciągłym kontakcie z lekarzami i pacjentami, rozliczam zbiórki, rozmawiam z uczelnią. Prawdopodobnie kiedyś założymy firmę tworzącą wózki – będziemy musieli jakoś zarabiać na życie. Jednak, nawet gdy skończymy już uczelnię, inicjatywa charytatywna „Znów na nogach” będzie działać nadal, pod jej skrzydłami. Musimy dawać szansę psiakom, którymi opiekują się fundacje.

Joanna: Wystarczy pomyśleć o tym, że od początku roku, od początku działania inicjatywy „Znów na nogach”, ponad 20 psów otrzymało swoje charytatywne wózki – a więc szansę na normalne funkcjonowanie. To już pokaźna liczba, to dobro, które idzie w świat!

Rozmawiały Nina Gowin i Małgorzata Wróbel
Tekst opublikowany w magazynie Dog&Sport w 2019 roku.

Reklama



Podobne artykuły