Rasy

Pracowita kruszynka: spaniel kontynentalny miniaturowy papillon i phalene

Te pieski, czy to w wersji o uszach stojących, czy oklapniętych, są jak iskierki pełne radości życia i niezwykłego uroku. Nie można ich jednak traktować jak laleczek – to w końcu psy z krwi i kości, nierzadko obdarzone całkiem mocnym charakterem, lubiące ruch i aktywność. Najbardziej cenią sobie kontakt z ukochanym człowiekiem.

Fot. Freepik.com

Miniaturowe spaniele były w dawnych wiekach ulubieńcami królów i szlachty. Wielu słynnych malarzy uwieczniało je na swych płótnach u boku ich właścicieli. Oglądając stare obrazy widzimy, że przodkowie współczesnych papillonów mieli niewielkie rozmiary, a początkowo wszystkie miniaturowe spaniele miały oklapnięte uszy. Stojące uszka pojawiły się później.

Motyl i ćma

Słowo papillon znaczy po francusku motyl, a phalene oznacza ćmę. Pełna nazwa rasy to spaniel kontynentalny miniaturowy (odmiana papillon lub phalene). Pieski o stojących uszach zaczęły się stopniowo pojawiać w ikonografii obok tradycyjnego typu. Jest to prawdopodobnie wynik mutacji, która miała miejsce pod koniec XVIII w. Na przełomie XIX i XX w. odmiana ta stawała się stopniowo coraz popularniejsza, aż wreszcie niemal całkowicie wyparła kłapouchego kuzyna. Dziś na całym świecie papillony są znacznie liczniejsze niż phalene. Jednak czasami po rodzicach papillonach może przyjść na świat szczenię phalene lub (rzadziej) zdarza się sytuacja odwrotna.

Fot. pixabay

Charakter

Przeciętny papillon/phalene jest bardzo czuły wobec członków swojej ludzkiej rodziny, ale względem obcych wykazuje pewien dystans. Nie boi się, po prostu nie interesują go obcy ludzie. W hodowli rasy od początku przykładano dużą wagę do charakteru. Generalnie to psy inteligentne, chętne do nauki i zawsze gotowe do zabawy. Pomimo to występuje spora zmienność osobnicza: można znaleźć osobniki nieśmiałe i przesadnie wylewne, delikatne i bardzo pewne siebie, i oczywiście wszystko, co znajduje się pomiędzy tymi skrajnościami. Celem dobrych hodowców, oprócz pięknego wyglądu, jest pies pewny siebie, socjalny i wesoły – to właśnie te cechy czynią z niego dobrego psa do towarzystwa.

Pieski te nie lubią samotności, chcą we wszystkim towarzyszyć rodzinie. Często bywają określane jako „psy jednego pana”, bo najsilniej przywiązują się do jednej osoby. Bardzo cenią sobie jej bliskość.

Choć są małe i śliczne, nie są tylko ozdobnymi bibelotami. Mają podobne potrzeby jak inne psy. Należy je wychowywać, zachowując konsekwencję i wyznaczając jasne granice. Problemy pojawiają się, kiedy pieskowi pozwala się na wszystko. Zawsze należy pamiętać, że nawet mały i słodki pies może mieć wielkie ego i CHARAKTER. Dlatego należy wychowywać go jak normalnego psa. Niestety właściciele miniaturowych piesków często pozwalają im na znacznie więcej, bo przecież nie są groźne i łatwo pohamować je fizycznie, a w razie czego po prostu wziąć na ręce.

Komu można polecić miniaturowego spaniela?

Pomimo swoich mikrych rozmiarów to psy ogólnie odporne i wytrzymałe. Nie są szczególnie kruche, mogą chodzić na długie spacery, uprawiać sporty. – Są to bardzo sympatyczne i mało kłopotliwe w codziennym życiu psy, jednocześnie bardzo energiczne i żywiołowe.

Są bardzo wytrzymałe fizycznie – mówi Agnieszka Smakosz, właścicielka Szanti. – Naprawdę nie jest łatwo zmęczyć papillona. Szanti, gdy była mała, potrafiła po trzech godzinach spacerów i zabaw z innymi psami wrócić do domu pełna energii i gotowa do dalszej aktywności.

Pies to nie zabawka dla dzieci. Trzeba jednak przyznać, że spaniele miniaturowe dobrze odnajdują się w gwarnych rodzinach. Można więc je polecić rodzinom z nieco starszymi dziećmi, gdzie oczywiście to dorośli będą nadzorować opiekę nad psem i ustalą z dzieckiem zasady postępowania z nim. U odpowiedzialnych właścicieli pieski mogą wieść bezpieczne i szczęśliwe życie nawet , jeśli w domu są młodsze dzieci. Dla starszych dzieci papillon może być fantastycznym towarzyszem i kumplem.

Spaniele miniaturowe często są postrzegane jako pieski dla starszych pań, ale niekoniecznie jest to słuszny obraz, ponieważ psiaki te potrzebują sporo ruchu i potrafią domagać się spaceru i zabawy. Oczywiście dużo zależy od osobnika i tutaj rola hodowcy, który powinien pomóc w doborze psiaka o pasującym temperamencie. Nie poleca się tej rasy osobom, które pozostawiają psa samego na długie godziny.

– Idealnie nadają się dla takiej aktywnej osoby jak ja, która nie potrafi długo usiedzieć w jednym miejscu – mówi Agnieszka Smakosz, która trenuje ze swoją suczką agility, rally-o i nosework. – Dodatkowo ich niewielki wzrost ułatwia podróże, a więc także wyjazdy na zawody czy seminaria sportowe.

Miniaturowe spanielki mają też jednak duże zdolności przystosowawcze: – Pies tej rasy doskonale sprawdza się w roli kamrata do przygód i aktywnego życia, ale również jako kompan do wspólnego wygrzewania kanapy. To jest pies – plastelina – jak go ulepisz, tak będzie funkcjonował bez uszczerbku na psychice – mówi Aleksandra Otkińska-Iwicka, która hoduje tę rasę od 15 lat.

Fot. pixabay

Spaniele miniaturowe jako psy sportowe

Można z nimi uprawiać niemal każdą aktywność. Całkiem sporo tych piesków trenuje agility; także w Polsce na zawodach tej dyscypliny regularnie można spotkać kilka papillonów. Sport ten bardzo pasuje żywiołowym, zwinnym pieskom. Na mistrzostwach świata czy Europy zwykle pojawia się ich przynajmniej kilka, nierzadko mają też osiągnięcia.

Miniaturowe spaniele posiadają wiele cech istotnych w szkoleniu sportowym: są inteligentne, chętne do pracy z człowiekiem, uwielbiają zabawy i bieganie. W większości mają dobre popędy – zarówno pokarmowy, jak i łupu. Łatwo można zbudować u nich motywację.

– Bardzo szybko się uczą – mówi Agnieszka Smakosz. – Czasem wystarczy dosłownie parę powtórzeń, żeby pies nauczył się nowej rzeczy. Niestety szkolenie papillona nie jest takie łatwe, jak by się to wydawało. Psy te uwielbiają aktywność. Szanti przyjmuje z wielkim entuzjazmem każdą formę wysiłku, czy to fizycznego, czy umysłowego, jaką jej zaproponuję. Niestety równie szybko jak potrafią się nakręcić na cokolwiek, równie łatwo potrafią się wygasić czy zrazić. Potrzebują nagrody. Praca sama w sobie jest dla nich fajna, ale musi być zakończona nagrodą. Inaczej psy te szybko się wypalają.

– Są również bardzo emocjonalne – kontynuuje Agnieszka. – Na wysokim poziomie pobudzenia potrafią najpierw działać, a dopiero potem myśleć, co skutkuje tym, że mogą wykonać niekoniecznie taką komendę, jakiej od nich oczekujemy. Dlatego bardzo ważne są praca nad skupieniem i koncentracją na zadaniu. Warto też dodać, że papillony pracują, jeśli one mają na to ochotę. Jednego dnia mogą być bardzo zmotywowane do pracy, a innego stwierdzić, że nie mają dzisiaj na nią ochoty, bo na przykład nie odpowiada im pogoda. W przypadku tej rasy wyjątkowo ważne jest, by treningi dopasować do możliwości psa.

– Papillon to nie border, który zrobi milion powtórek z pełnym zaangażowaniem – mówi Adrianna Jeleń, która trenuje ze swoją suczką agility. – Nierzadko bywają wrażliwe na punkcie swojego ciała (to się jednak da wypracować), ale też miękkie psychicznie. Presja psychiczna nie wchodzi tu w grę. Bywają też osobniki odporne na powtórki.

– Silver może wielokrotnie powtarzać dane ćwiczenie, nie okazując znudzenia – mówi Izabela Rygiel, która ze swoim papillonem uprawia agility, mantrailing, obedience i nosework. – On po prostu lubi każdą pracę i aktywność z człowiekiem. Łatwiej nam idzie trenowanie agility, gdzie jest więcej dynamiki, lub wyjście na ślad, co jest dla niego naturalnym zachowaniem. Więcej trudności napotykamy w obi, ale nie ze względu na jego możliwości uczenia się, a wielkość. I to jest bardziej problem przewodnika niż psa, np. trudniej nagradza się psa, trudniej utrzymać pozycję przy nodze niż w przypadku dużego psa.

– Niestety jeśli do czegoś się bardzo zrazi, to długo o tym pamięta i niechętnie podchodzi ponownie do zadania – przyznaje Iza. – Mieliśmy taki problem z huśtawką, gdy na zawodach spadł z wysokości, odpracowujemy ją już rok.

W Polsce na zawodach obedience spotkać można aktualnie tylko jednego papillona. Lilly’s PRIMADONNA „Toya” szykuje się aktualnie ze swoją przewodniczką do startów w klasie 2. Doświadczeniami dzieli się jej hodowczyni i przewodniczka Aleksandra Otkińska-Iwicka:
– Odkąd jestem zaangażowana w trenowanie obedience, dostrzegam coraz więcej zalet tej rasy w porównaniu do innych, postrzeganych jako wybitnie predysponowane do sportu. Zacznę od tego, że Toya była od początku bardzo dobrze prowadzona przez trenerkę i prawdopodobnie dzięki temu jest, jaka jest. Świadczy to o tym, że odpowiednie prowadzenie psa pozwala wydobyć z papillona to, co najlepsze. Pakiet startowy (czyli odpowiednie cechy charakteru odziedziczone po przodkach) jest oczywiście bardzo ważny, ale musi być odpowiednio obudowany przez prowadzenie szczeniaka. – Na początku bezustannie porównywałam mojego psa z innymi i byłam odrobinę sfrustrowana tym, że psy innych ras, jak np. border collie, pojmują w lot ideę danego ćwiczenia, a moja Toya potrzebowała na to o wiele więcej czasu. Dodatkowo, sesje z danego ćwiczenia muszą być krótkie, przeplatane z innymi ćwiczeniami i być sowicie nagradzane, nawet za najmniejszy sukcesik. Długo miałam wrażenie, że mój pies nie jest dość mądry, aby brać udział w zawodach i odnosić w nich sukcesy (przy czym dla mnie sukcesem jest ocena doskonała). Jednak, kiedy Toya miała około roku, zaczęłam brać udział w zawodach treningowych z zaskakująco dobrymi efektami. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że psy innych ras, które świetnie radziły sobie na treningach i którym zazdrościłam nadzwyczajnej inteligencji, zmotywowania i zaangażowania – w sytuacji zawodów gubiły się i finalnie ćwiczenia wychodziły im słabo. U mojej partnerki było zupełnie inaczej. Mianowicie, sytuacja zawodów wzbudzała u niej jeszcze większy zapał. Zaczęłam doceniać mojego psa i jego wspaniałą, dobrze zbalansowaną psychikę. I jest jeszcze coś. Nie umiem tego określić, ale gdyby Toya była człowiekiem, to powiedziałabym, że na zawodach lubi się popisać, pragnie mnie zadowolić, a widząc radość w moich oczach – jeszcze bardziej się stara. To jest zdecydowanie cecha rasy – można na niej polegać nawet w trudnych warunkach. Moje doświadczenie z rasą papillon pozwala mi z całą pewnością powiedzieć, że są to psy bardzo inteligentne, z tym zastrzeżeniem, że jedne uczą się szybciej, a inne potrzebują więcej czasu. Połowa moich podopiecznych posiada inteligencję i spryt, nieustępujące border collie, a reszta, do których zalicza się Toya – są inteligentne, ale potrzebują więcej regularnych treningów dla osiągnięcia zamierzonego efektu.

W obedience nie mają problemu z wykonywaniem ćwiczeń w oddaleniu od przewodnika, nie wokalizują, nie ma w nich cienia agresji w stosunku do innych zwierząt i ludzi – kontynuuje Aleksandra. – Gorzej radzą sobie z monotonią ćwiczeń, np. chodzenia przy nodze, jest problemem w trybie nagrody socjalnej. Ogólnie papillon z natury bardzo się na wszystko nakręca. W obi nie jest to dobre, choć większość osób, które znam, cieszy się, że ich pies jest nakręcony. Wówczas nudne chodzenie przy nodze jest też dla papillona atrakcyjne. Ale ja widzę w takim trybie pracy koniec kariery obedience po zaliczeniu klasy 0. Uważam, że papillon musi umieć zachować balans pomiędzy pobudzeniem i koncentracją, a to jest zadanie dla przewodnika i to trzeba od szczeniaka sobie wypracować. Jest sporo filmików na YouTube, na których papillony śmigają w obi na etapach początkowych, a potem słuch o nich ginie. Jestem niemal pewna, że to, o czym pisałam, jest jednym z powodów. – Kolejną rzeczą, która może pojawić się w obi, jest frustracja, powodowana niepowodzeniem w wykonaniu zadania oraz naciskiem ze strony przewodnika na wykonywanie zbyt wielu powtórzeń. W trakcie moich treningów z Toyą wielokrotnie miałam problem ze spadkiem motywacji i zaangażowania, związanymi z powyższym. Finalnie, z pomocą mojej trenerki, wypracowałam metodę bardzo pozytywnych sesji treningowych, bez wytykania psu błędów, z aktywnym nagradzaniem za najmniejszy nawet sukces. Bardzo dobre efekty w naszym przypadku daje też nagrodzenie psa pomimo popełnienia błędu. Odkąd stosuję te metody – zauważyłam wyraźny progres, dlatego się ich trzymam i polecam każdemu przewodnikowi papillona taki sposób nauczania. Papillony mają delikatna psychikę, dlatego tak istotne jest pozytywne szkolenie, bez nacisków, bez instytucji kary (czyli „upsów” i „ojów” oraz karnego oddelegowywania do klatki). Dla mnie „brak nacisku” w szkoleniu to słowo – klucz w przypadku psa tej rasy. – W obi pewną wadą jest wielkość papillona. To przeszkadza i utrudnia pracę, ponieważ pies źle widzi lub w ogóle nie widzi przedmiotów leżących w trawie, do których jest wysyłany. Nie widzi koziołka, słabo widzi kwadrat. Problem znika na powierzchniach nietrawiastych. Małemu psu o wiele trudniej wydaje się smaki z ręki. Trudniej przez to nauczyć ładnego chodzenia przy nodze. Mały pies wygląda mniej elegancko podczas ćwiczeń, w których przebywa przy nodze przewodnika, bo ma tendencję do przebywania w delikatnym oddaleniu – łatwiej jest mu kontrolować wzrokowo przewodnika. Ponadto, kiedy nagradzamy małego psa stojąc, to chcąc, nie chcąc musimy się pochylić, a to jest dla psa duży dyskomfort. Cały początkowy proces nauki to praca na kolanach, na poziomie pieska, co jest, nie ukrywam, męczące. Do tego dochodzi trwoga o to, jaki sprzęt będzie na zawodach. W zasadzie tylko raz zdarzyło się, że był koziołek w odpowiednim rozmiarze dla mojego psa. No i nie do przeskoczenia jest impreza na podłożu, które po deszczu tworzy kałuże i błoto. Niestety – takie atrakcje to nie dla małego białego pieska. O swoich doświadczeniach z trenowania obedience z papillonem opowiada także Finka Emilia Leppälä. Juhla (Neelis JOY OF JULIET) ma tytuł TK1 (3 doskonałe w fińskiej kl.0) oraz „Obi- -motylka roku 2018” fińskiego klubu rasy i właśnie rozpoczęła starty w klasie 1. Udziela się też w dogoterapii. – Juhla jest zawsze pełna entuzjazmu i energii – opowiada Emilia. – Łatwo ją zmotywować; szczególnie długie, sznuropodobne szarpaki, frisbee i piłeczki są dla niej dużym motywatorem, bo ma silny popęd łupu. Jeśli chodzi o jedzenie, na co dzień jest dosyć wybredna, ale na treningach nakręca się nawet na takie jedzenie, którego nie zjadłaby z miski! Szczególnie jeśli rzucam jej smaczki, co budzi jej instynkt łowiecki. Niczego się nie boi – ani śliskich i wysokich powierzchni,

– W obedience nie mają problemu z wykonywaniem ćwiczeń w oddaleniu od przewodnika, nie wokalizują, nie ma w nich cienia agresji w stosunku do innych zwierząt i ludzi – kontynuuje Aleksandra. – Gorzej radzą sobie z monotonią ćwiczeń, np. chodzenia przy nodze, jest problemem w trybie nagrody socjalnej. Ogólnie papillon z natury bardzo się na wszystko nakręca. W obi nie jest to dobre, choć większość osób, które znam, cieszy się, że ich pies jest nakręcony. Wówczas nudne chodzenie przy nodze jest też dla papillona atrakcyjne. Ale ja widzę w takim trybie pracy koniec kariery obedience po zaliczeniu klasy 0. Uważam, że papillon musi umieć zachować balans pomiędzy pobudzeniem i koncentracją, a to jest zadanie dla przewodnika i to trzeba od szczeniaka sobie wypracować. Jest sporo filmików na YouTube, na których papillony śmigają w obi na etapach początkowych, a potem słuch o nich ginie. Jestem niemal pewna, że to, o czym pisałam, jest jednym z powodów.

– Kolejną rzeczą, która może pojawić się w obi, jest frustracja, powodowana niepowodzeniem w wykonaniu zadania oraz naciskiem ze strony przewodnika na wykonywanie zbyt wielu powtórzeń. W trakcie moich treningów z Toyą wielokrotnie miałam problem ze spadkiem motywacji i zaangażowania, związanymi z powyższym. Finalnie, z pomocą mojej trenerki, wypracowałam metodę bardzo pozytywnych sesji treningowych, bez wytykania psu błędów, z aktywnym nagradzaniem za najmniejszy nawet sukces. Bardzo dobre efekty w naszym przypadku daje też nagrodzenie psa pomimo popełnienia błędu. Odkąd stosuję te metody – zauważyłam wyraźny progres, dlatego się ich trzymam i polecam każdemu przewodnikowi papillona taki sposób nauczania. Papillony mają delikatna psychikę, dlatego tak istotne jest pozytywne szkolenie, bez nacisków, bez instytucji kary (czyli „upsów” i „ojów” oraz karnego oddelegowywania do klatki). Dla mnie „brak nacisku” w szkoleniu to słowo – klucz w przypadku psa tej rasy.

– W obi pewną wadą jest wielkość papillona. To przeszkadza i utrudnia pracę, ponieważ pies źle widzi lub w ogóle nie widzi przedmiotów leżących w trawie, do których jest wysyłany. Nie widzi koziołka, słabo widzi kwadrat. Problem znika na powierzchniach nietrawiastych. Małemu psu o wiele trudniej wydaje się smaki z ręki. Trudniej przez to nauczyć ładnego chodzenia przy nodze. Mały pies wygląda mniej elegancko podczas ćwiczeń, w których przebywa przy nodze przewodnika, bo ma tendencję do przebywania w delikatnym oddaleniu – łatwiej jest mu kontrolować wzrokowo przewodnika. Ponadto, kiedy nagradzamy małego psa stojąc, to chcąc, nie chcąc musimy się pochylić, a to jest dla psa duży dyskomfort. Cały początkowy proces nauki to praca na kolanach, na poziomie pieska, co jest, nie ukrywam, męczące. Do tego dochodzi trwoga o to, jaki sprzęt będzie na zawodach. W zasadzie tylko raz zdarzyło się, że był koziołek w odpowiednim rozmiarze dla mojego psa. No i nie do przeskoczenia jest impreza na podłożu, które po deszczu tworzy kałuże i błoto. Niestety – takie atrakcje to nie dla małego białego pieska.

O swoich doświadczeniach z trenowania obedience z papillonem opowiada także Finka Emilia Leppälä. Juhla (Neelis JOY OF JULIET) ma tytuł TK1 (3 doskonałe w fińskiej kl.0) oraz „Obi- -motylka roku 2018” fińskiego klubu rasy i właśnie rozpoczęła starty w klasie 1. Udziela się też w dogoterapii.

– Juhla jest zawsze pełna entuzjazmu i energii – opowiada Emilia. – Łatwo ją zmotywować; szczególnie długie, sznuropodobne szarpaki, frisbee i piłeczki są dla niej dużym motywatorem, bo ma silny popęd łupu. Jeśli chodzi o jedzenie, na co dzień jest dosyć wybredna, ale na treningach nakręca się nawet na takie jedzenie, którego nie zjadłaby z miski! Szczególnie jeśli rzucam jej smaczki, co budzi jej instynkt łowiecki. Niczego się nie boi – ani śliskich i wysokich powierzchni ani wysokości, ani hałasów, ani psów czy ludzi. W rzeczy samej bywa głupio odważna, co jest jej największym problemem.

– Kiedyś źle rzucona piłka potoczyła się pod łapy dużego psa. Juhla w pełnym pędzie wpadła mu pod nogi jak gracz amerykańskiego futbolu – śmieje się Emilia. – Pies przewrócił ją na grzbiet, ale ona tylko sięgnęła łapkami po piłkę, nie zwracając na niego uwagi.

– Jako szczenię gryzła ręce i głośno protestowała, gdy coś szło nie po jej myśli. Nigdy się nie męczyła. Generalnie była o wiele większym wyzwaniem niż to sobie wyobrażałam, gdy ją brałam – przyznaje Emilia. – Jednak włożona praca zaprocentowała i teraz jest naprawdę świetnym psem. Na początku potrzebowała naprawdę dużo fizycznej i psychicznej aktywności, żeby być łatwym towarzyszem w życiu codziennym.

– W treningach z Juhlą największym wyzwaniem jest jej nakręcanie się. Tak uwielbia współpracę, że już po krótkiej przerwie wchodzi na wysokie obroty. W tym stanie nie jest w stanie się skupiać, lecz próbuje uprzedzać ćwiczenia. Precyzja też wtedy kuleje. Pracowałyśmy więc osobno nad emocjami, żeby była w stanie utrzymać równowagę emocjonalną. Na początku treningu potrzebuje też chwili ćwiczeń, żebyśmy mogły dostosować jej pobudzenie do warunków.

– Oczywiście nie lubi deszczu i zimna – nie chce wtedy się kłaść ani siadać. Na tyle jednak lubi ćwiczyć, że wykonuje te polecenia, jednak widać, że robi to powoli i z niechęcią. Poza tym jest jednak bardzo łatwa do szkolenia, szybko się uczy, wytrzymuje powtórki – nie frustruje jej to, że trzeba zrobić to samo wiele razy. Nie zwraca uwagi na rozproszenia, a jeśli tylko jej pobudzenie jest na odpowiednim poziomie, świetnie się koncentruje.

– Jej ulubionymi ćwiczeniami są te, w których można szybko biegać – przeszkoda, przywołanie, obieganie pachołka i kwadrat. Kocha też aport. Najtrudniejsze są komendy na odległość, których precyzja zawsze siada, gdy zbyt się pobudzi.

– Sprawdziłam ją nawet z pozorantem. Od razu chciała się przeciągać, pozorant mógł ją podnosić na zabawce do góry i to było dla niej bardzo fajne. Ostateczna ocena brzmiała: nie odpuszcza walki, dopóki nie wygra – i taka faktycznie jest.

– Nie spieszę się ze szkoleniem, bo najważniejsze, by fajnie nam się trenowało. Jestem dumna z tego, że jest taka wesoła, zmotywowana i odważna. Że wisi na zabawce z wytrwałością małej piranii. Że idzie z podniesionym ogonem, cała promieniująca chęcią do pracy. Że śpi w torbie na wykładach i podczas podróży autobusem – podsumowuje Emilia.

Jak wybrać szczeniaka pod kątem sportu?

Ponieważ jest to rasa ozdobna i do towarzystwa, nie ma w niej linii ani hodowli typowo sportowych. Wszyscy moi rozmówcy podkreślają rolę socjalizacji oraz wpływu hodowcy na wczesne kształtowanie szczenięcia i wzmacnianie predyspozycji.

– Szczeniak powinien pochodzić z hodowli, w której są przeprowadzane badania na wypadanie rzepki, co niestety często zdarza się w małych rasach – radzi Marzena Nowakowska, która trenuje agility z dwiema suczkami. – Papillony nie powinny skakać do 6 miesięcy, a raczej poprzez zabawę ćwiczyć prędkość.

– Zasadnicza sprawa to wybór hodowli, która dba o charaktery psów dobieranych do rozrodu – mówi Aleksandra Otkińska- Iwicka. – Żadne szkolenia rewolucji nie zrobią, jeśli pies jest lękliwy czy nadpobudliwy. Niestety są hodowcy, którzy rozmnażają psy lękliwe. Druga sprawa to odpowiednia socjalizacja szczeniąt przez hodowcę, czyli prowadzenie szczeniąt od oseska w przekonaniu, że człowiek jest automatem, z którego wyskakują smaki i z którym zabawa to największa przyjemność pod słońcem. Wybór malucha z takiego źródła powinien ułatwić nam start w treningach sportowych.

Ciekawe linki: Zlot polskich miłośników papillonów: zlotpapillonow.cba.pl

Pomocy w pisaniu artykułu udzielili: Monika Ballerini, Iwona Bondarczuk, Adrianna Jeleń, Emilia Leppälä, Marzena Nowakowska, Aleksandra Otkińska-Iwicka, Izabela Rygiel i Agnieszka Smakosz

Tekst ukazał się w magazynie Dog&Sport 3/2019

Reklama



Podobne artykuły