Ogólne

Od ludzkiej nogi ważniejsza jest psia łapa! Mistrzostwa Świata ICF 2018 w Lubieszowie

W bikejoringu najszybszym duetem na świecie okazali się Pussy & Igor 

Nie pytajcie mnie, czemu nazwałem tak psa, prawdopodobnie po to, by każdy zapamiętał to imię. Wiem, że budzi ono kontrowersje – i  dobrze! Tak ma być, sport, który uprawiam, też budzi kontrowersje, dlatego, gdy wygrywamy, szybko o nas nie zapomnicie.

Nie tylko nogi kolarza są ważne, choć te należące do moich konkurentów uzyskują moc kolarzy PRO. Na szczęście to sport zespołowy, gdzie moc moich nóg nie jest tak istotna jak moc łap mojego psa.
To dopiero w drużynie stanowimy jeden organizm, dopiero podczas wyścigu jesteśmy w stanie pokazać, na co nas wspólnie stać. Moje braki w wytrenowaniu uzupełnia mój pies. Nie wiem dokładnie, ile watów mi dostarcza, ale zapewniam was, że dużo; pomaga rozpędzić rower do średnio 40km/h i utrzymać tę prędkość – przy takim tempie wystarczy już jak ciut mocniej napnie linę ciągową a momentalnie utrzymanie prędkości staje się prostsze.

z archiwum autora


Ktoś mnie kiedyś zapytał, czy jak jadę z psem, to się męczę. No a jak! – padam na twarz, dziesięciominutowy sprint jadę na full gas, ile fabryka dała, a i tak nie mogę poluzować psu liny, no, może na ostatnich metrach finiszu, na odcięciu lub przy zjeździe z góry, gdy pędzimy około 50km/h. Wtedy dziękuję bogom, że na parę sekund mogę puścić korby. ? Podczas takiego wyścigu muszę bezbłędnie pokonać każdy zakręt, koleinę, dziurę, podjazd, zjazd… Przed wyścigiem często kilka razy na spokojnie przejeżdżam trasę, również pod prąd, bo wtedy widzimy rzeczy, które nam umknęły, i decyduję, na którym odcinku jak jechać, czy bliżej lewej, czy prawej, gdzie jest „szybszy” grunt, wtedy też decyduję, jakie opony, jakie ciśnienie, czy amortyzator czy sztywny widelec. W nodze trochę brakuje, więc na innej płaszczyźnie muszę być o włos przed konkurencją. ?


Pies też poznaje trasę, ale jego percepcja jest doskonała, po pierwszym przejeździe już wie jak idealnie i optymalnie pokonać trasę i jak ściąć zakręty – to instynkt łowcy, którego zwierzyna została zastąpiona linią mety. Niesamowite, ale prawdziwe – nie wiem, jak to działa, ale ja psów nie muszę specjalnie uczyć pierwszych kroków treningowych. Wystarczy pozwolić psu biegać i go nie ograniczać, a potem on sam chce tworzyć z tobą zespół.

z archiwum autora

Podczas pierwszego etapu, po godzinnej rozgrzewce, ustawili mnie jako 122. na linii startu wśród 650 zawodników. Każdy leciał co 30 sekund na jazdę indywidualną na czas, podczas pięciokilometrowego sprintu w terenie leśnym. To nie pomaga, po pierwsze o 10 rano jest już ciepło, co zmniejsza wydolność psów, po drugie, najszybsi startowali w elicie o 8 rano, kiedy było o 10 stopni chłodniej i trasa czysta, bez „trzepaków”, którzy potrafią jechać prawą, psa mieć po lewej a pośrodku lina, kiedy ty podlatujesz 40km/h i… i nic.. Prosisz o drogę, ale „trzepakowi” nie przyjdzie do głowy, że ktoś może jechać dwa razy szybciej niż on. Tak miałem rok temu, gdy nie mogłem wyprzedzić Brytola, dopiero jak z moich ust wyrwało się siarczyste „k……a” to zrozumiał, czas uciekł, a Brytol chyba przez sekundę myślał, że jest u siebie na dzielnicy. ? W tym roku podczas pierwszego etapu wyprzedziłem pięciu zawodników, w miarę czysto. Na mecie miałem tylko 5 sekund straty do lidera z open – Victora Carasco z Hiszpanii. Uff… Nie jest źle – pomyślałem i o 21.00 już spałem po rolowaniu nóg i sytym w węglowodany posiłku oraz sprawdzeniu roweru przez naszego mechanika Stanisława Piaseckiego.

Drugi etap otwiera Victor, ja 30 sekund za nim, po 6 rano już byłem na trenażerze, potem godzinka na szosie, ok, jestem dogrzany, można się ciąć. Spokój totalny, zero stresu, w kiblu tylko raz, cud jakiś chyba… Pies napojony (woda + aminokwasy i trochę omega), wysikany, co chwilę rzuca na mnie okiem i czeka kiedy wykonam jakiś konkretny ruch, który dla niej będzie sygnałem, że to już…

Pięć minut do startu stoję już w korytarzu startowym, cisza, myślami jestem już na trasie, milion razy już ją wizualizowałem, czteroletnia Pussy drży, ale nie wydaje dźwięku, ona już wie, mięśnie ma napięte, ogon jeszcze trzyma pod sobą, spogląda na mnie co chwilę, jeszcze moment i będzie biec. Słychać konferansjera, minuta do startu Victora, nieduży z niego człowiek, waży 65 kg i jest 5 kg lżejszy niż ja, ale jego nogi robią wrażenie, ma FTP 350wat i VO2max86, moje wyniki są przy nim skromne: ciut ponad 300wat FTP i Vo2max76. Za mną potężny Daniel Huber z Austrii, też master, tylko rok młodszy niż ja, kawał mięsa z niego – zanim zaczął z psami, był w kadrze narodowej Austrii w biatlonie. Potem Jerome z Belgii z FTP 400, dalej Borys z Rosji, wcześniej kadrowicz w 4crossie, potem zawodowy kolarz z Włoch, na końcu Edo ze Słowenii – wreszcie ktoś taki jak ja, psi sportowiec… Ciężko szukać w pierwszej dwudziestce przypadkowych ludzi. Psy wszystkie podobne – długie, szczupłe, wysokie, z krótką sierścią, szybkie i bezwzględnie zdeterminowane do pogoni, one chyba tak samo jak my czują adrenalinę i chcą się ścigać – instynkt.

z archiwum autora

Hiszpan ruszył, ja mam 30 sekund, ustawiam korbę na godzinie 2, Pussy napina linę, odwraca głowę, patrzy mi w oczy, stoję na pedałach, wpięty, za siodło jestem podtrzymywany… 3,2,1 – bum! – 44 km/h pierwsza prosta, siadam na siodło, z tyłu najmniejsza koronka, blat 36 się kręci… Tniemy zakręty, ciało pochylone, nie wypowiadam ani jednej komendy, nic nie mówię do psa, ona wie, co ma robić. Operuję tylną przerzutką aby utrzymać odpowiednią stałą kadencję, idę za psem w jednej linii, połowa trasy, długa piaszczysta prosta zakończona podjazdem i na jej końcu widzę plecy konkurenta, młodszego o 15 lat. Mam go! – myślę, dokręcam, wpadamy na agrafkę, gdyby nie krzaki moglibyśmy spojrzeć sobie w oczy, mam go po swojej prawej – leci w przeciwnym kierunku, za chwilę po „trzepaczce”, na której ciężko było trzymać kierownicę, pokonuję zakręt 180 stopni, ale za moment Daniel z Austrii, który miał do mnie tylko 4 sekundy straty będzie mnie widział. Zamykam prawe oko, patrzę w lewo na psie łapy, kręcę ile sił, nie chcę go widzieć, aby nie liczyć różnicy, aby nie kalkulować. On jest nieważny – powtarzam sobie – istotne tylko to, co przede mną, gonię. Zakręty, zjazd, podjazd, prosta, ostatni podjazd, zakręt, finisz w trupa, linia mety, hamowanie, odcięcie, piasek w ryju, ból… Wielka tablica z wynikami zamula, jeszcze nie mogę uregulować oddechu, podchodzę do psa, całuję ją, dziękuję, ona cała zapluta, w pianie, ujechana… ale się cieszy. ? Ktoś mnie klepie po plecach i mówi: Chyba go masz! Ale wyników jeszcze nie ma. Dopiero po paru minutach są oficjalne wyniki – MAM TO! 2,6 sekundy przewagi nad drugim po sumie czasów z dwóch etapów i 3,8 sekundy przewagi nad trzecim! 
Ja już dziś nic nie muszę, co za ulga, co za luz, co za satysfakcja. Droga była niesamowita, ale nie docenisz jej, aż tak jak ja nie osiągniesz najważniejszego celu.

Po zawodach były nawet wywiady dla TVN i kilku rozgłośni radiowych, parę wywiadów dla prasy i sieci, coś się zaczyna zmieniać. Z VIP-ów to na razie tylko teściowa mi gratulowała, ale to też się zmieni, może kiedyś „Adrian” mi pogratuluje. ; )

„Pod zamuloną tablicą z data sport byłem ja ? , przybiłem Ci piątkę i rzuciłem: Brawo mistrzu. Wyników nie było, ale czułem, że wygrałeś – byłeś tak samo zapluty jak Pussy! Jeszcze raz – GRATULACJE!!! – Andrzej Rutkowski.”

Poza sukcesem moim i Pussy, nasi juniorzy wywalczyli srebrne medale:
Jakub Janisz w bikejoringu juniorów z Carbonem,
Mikołaj Chmielewski w canicrossie dzieci młodszych z Korbą.

Dziekuję Dolinie Noteci za paliwo dla moich 14 psów! A jest to pół tony na miesiąc!
Dziękuję Krossowi za rower, który ważył zaledwie 7,7kg!
Dziękuję za opony firmie MITAS.
Dziękuję za smary rowerowe firmie EXPAND.
Dziękuję HCC za zębatki.
Dziękuję AIRBIKE za buty kolarskie.
Dziękuję GOGGLE za okulary.
Dziękuję JANISZ za wsparcie mechaniki samochodowej.
Dziękuję Stanisławowi Piaseckiemu za serwis podczas mistrzostw.
Dziękuję trenerowi Robertowi Banachowi.
Dziękuję za wskazówki treningowe Jakubowi Rucińskiemu.
Dziękuję Velo Lab Łukasz Szczęsny za bikefiting.
Dziękuję Michał Romanek za opiekę fizjoterapeuty. 
Dziękuję hotelowi 4brzozy za wsparcie.
Dziękuję SAKS za wsparcie.
Dziękuję lekarzom weterynarii: Jarosławowi Hajdo, Pawłowi Benkowskiemu i Bartłomiejowi Hutnemu za opiekę nad moim stadem.

Reklama



Igor Tracz
Od kilku lat jestem jednym z najbardziej rozpoznawalnych zawodników psich zaprzęgów na świecie Karierę ze sportem zaprzęgowym rozpocząłem w 2000 roku. Od 2007 jestem oficjalnym reprezentantem kraju. Zanim zająłem się tym sportem pracowałem jako alpinista miejski, uczyłem wspinaczki, nurkowałem, uprawiałem speleologię, byłem współtwórcą maratonu Harpagan, od 1992 roku amatorsko uprawiam kolarstwo górskie co doskonale pomogło mi przygotować się kondycyjnie do sportu zaprzęgowego. W 2009 roku założyłem klub zaprzęgowy dziś działający pod nazwą Dolina Noteci Racing Team gdzie charytatywnie szkolę młodzież i dzieci z wiejskich rejonów, adepci moich szkoleń zdobyli już kilkakrotnie tytuły najszybszych juniorów w Europie. Jestem częstym gościem jako trener w różnych krajach europejskich, organizuje szkolenia na całym świecie od północy Rosji po ciepłą Teneryfę. W sezonie startuje w wielu zawodach z reguły za granicą, oraz prowadzę szereg szkoleń i seminariów. Mam swoją linię sprzętu do wyścigów psich zaprzęgów Traczer oraz swoją linię sportowych psów zaprzęgowych w typie greyster.

Podobne artykuły