ZachowanieAdopcjePodróże

Sri Lanka dog, czyli opowieść o przekraczaniu granic

Najnowszy cykl artykułów „Okiem Praktyka” to prawdziwe historie z życia psiego behawiorysty o psich i ludzkich zmaganiach z całym wachlarzem zachowań i emocji. Pierwszy przypadek to niesamowita przygoda Lucky’ego, który urodził się jako jeden z dzikich psów na wysypisku śmieci na Sri Lance, a dzięki Monice stał się Warszawiakiem.

Sri Lanka to piękna wyspa, która przyciąga wielu turystów z Europy. To wspaniałe miejsce z niezliczoną ilością plantacji herbaty, egzotyczną przyrodą i… bezpańskich psów. Są wszędzie: ulice, plaże, dworce kolejowe, parki narodowe… Żyją z tego, co uda im się „upolować” na licznych wysypiskach śmieci lub wyżebrać od turystów. Zazwyczaj jest to ryż z jakimiś dodatkami, ale mięsa i pochodnych raczej nie uświadczą. Wyglądają dość biednie, są wychudzone, mają fatalną sierść, cierpią na świerzb i większość czasu spędzają na wylegiwaniu się. Wiele z nich ulega wypadkom komunikacyjnym a mnóstwo szczeniąt nie dożywa dorosłości. Ich sytuacja na wyspie jest daleka od ideału.

Początek przygody

Niesamowita przygoda naszej bohaterki zaczyna się od wyjazdu na wakacje. Wszystko ma początek w miejscowości Kottawa West, gdzie Monika zatrzymuje się na odpoczynek. Wszędzie wokół są psy. Widok powszechny, może czasem wzruszający przybyszów, ale dla większości to tylko element krajobrazu. I nagle pojawia się właśnie ten… maleńki szczeniak pośród sterty gromadzonych latami rzeczy i odpadków – szukający kontaktu z człowiekiem, nieufny i wycofany, a jednak lgnący do ludzi. Wyróżniał się tym, że cały czas się trząsł. Dlaczego w ciągu ułamka sekund w głowie Moniki rodzi się pomysł, że zabierze psa do Polski i nie zostawi go na pastwę losu, tego nie wie nikt. Niesamowite jest to, że pomysł zrealizowała. Na początek znajomości – miska ryżu – powszechne i właściwie jedyne dostępne tu pożywienie dla psa. Potem wizyta u miejscowego weterynarza. Ilość pcheł przewyższała ilość sierści na ciele malucha, a poziom niedożywienia był znaczny. Jego wiek oszacowano na około 12 tyg. No i rozpoczęło się poszukiwanie sposobu na transport psa do Polski.

W oczekiwaniu na transport

Procedury wyjazdowe zajęły około czterech miesięcy. W tym czasie Lucky (bo takie dostał imię) przebywał w przytulisku stworzonym przez Niemkę – Evę, która okazała się niezastąpiona w pomocy przy wypełnianiu kolejnych papierów potrzebnych do przewozu psa. Oprócz tego, że Eva prowadzi przytulisko i jest bardzo zaangażowana w poprawę dobrostanu miejscowych psów, ma też na koncie około stu adopcji psów ze Sri Lanki do Europy. Kolejna rzecz: pieniądze. Do całej akcji przyłącza się wielu darczyńców oraz fundacje Zwierzochron oraz Złap Dom. Cały pobyt w przytulisku Lucky zniósł doskonale. Było to bardzo bezpieczne miejsce, pełne przyjaznych zwierzaków. No i była też Eva, którą Lucky pokochał bezgranicznie. Nastał grudzień – czas wylotu, czyli czas szoku i wielkich zmian.

Lot do Polski

Lucky przyleciał na początku grudnia. Podróż trwała około 15 godzin. Do następnego dnia Lucky nie opuszczał transportera. Dopiero w nocy wyszedł, żeby zjeść i wypić. W pokoju pozostawał przez kilka dni, cały czas z możliwością powrotu do transportera. Kolejnego dnia po raz pierwszy w życiu założono mu obrożę. Mimo że nigdy nic nie miał na szyi, dość szybko zaakceptował jej obecność.

Pierwszy kontakt z polskim klimatem

Po tygodniu w nowym domu rozpoczęła się nauka załatwiania na zewnątrz. Pech chciał, że akurat w tym czasie nastała prawdziwa zima ze śniegiem. Był to kolejny szok dla Lucky’ego. Wychodził spłoszony, czujny i właściwie skoncentrowany na jednym: uciec do jak najciemniejszego kąta. Mimo wszystko, znalazł jedno miejsce przed domem, gdzie się załatwiał. Ale jego priorytetem był zawsze powrót do domu.

Adaptacja w domu

Lucky już w drugim tygodniu w nowym domu poczuł się bezpiecznie. Powoli mijał szok i stres związany z lotem. Jego życie zaczęło nabierać nowej formy. Pozostała ogromna lękliwość i wycofanie przy opuszczaniu mieszkania albo gdy dom odwiedzali goście. Były to rzeczy, które Monika zaobserwowała już na Sri Lance. Domowników zaakceptował dość szybko, początkowo traktował ich z dużą nieufnością, ale z każdą godziną i każdym kęsem karmy opory mijały. Do tego stopnia, że Lucky zaczął stawać się bardzo wylewny przy powitaniach. To była doskonała wiadomość. Oznaczało to, że pies potrafi nawiązywać mocne więzi z człowiekiem i mu ufa. A to będzie kluczowe w dalszej adaptacji.

Dieta

Apetyt ma ogromny. Dostaje puszki mięsne, suchą karmę, mięso. Zasadniczo wszystko to, co podaje się psom w Polsce. Ale to też był dla niego szok, bo przecież w swoim niespełna półrocznym życiu nie widział mięsa, a już na pewno nie w takiej ilości. Skończyło się to niedużymi „awariami” i załatwieniem się kilka razy w domu. Ale i w tej kwestii nastąpiła błyskawiczna adaptacja. Dobry apetyt to też dobry znak.

Spotkanie z behawiorystą

Z Luckym spotkałam się w połowie grudnia. Przywitał mnie ostentacyjnym wsadzeniem głowy pod komodę i odwróceniem się do mnie ogonem. To była informacja: „Udaję, że mnie tu nie ma”. Jego największym problemem były wyjścia na zewnątrz i ogromna panika na widok zbliżających się ludzi. Spacer trudno nazwać spacerem. To raczej walka. Lucky zapiera się całym ciałem, żeby nie opuścić bezpiecznego azylu. Problemem nie do przejścia jest mijający nas sąsiad. Nie pozostaje nam nic innego jak zabrać malucha na ręce i wyjść z budynku. Na zewnątrz błyskawicznie uruchamia się mechanizm poszukiwania ciasnej nory. Lucky wchodzi pod samochód. Widok nas wczołgujących się pod auto musiał być uroczy. Udało nam się „wydrapać” Lucky’ego spod samochodu. Dalszy spacer to wbicie się pazurami w podłoże, czekanie aż odpuści, 3 kroki do przodu, 2 do tyłu, znowu wbicie się pazurami, znowu czekanie i tak w koło. Udało nam się przejść aż… 200 m. To był rekord życiowy tej pary. Ten spacer okazał się kluczowy dla Moniki i Lucky’ego w zrozumieniu nowych zasad. Monika musiała zrozumieć, dlaczego nie należy podążać za uciekającym psem i że można zastosować blokadę fizyczną, dlaczego trzeba mieć na to dużo czasu i do czego psa zmuszamy poprzez takie procedury. Lucky musiał nauczyć się, że pierwotny instynkt ucieczki i unikania, który włącza mu się w nieznanej sytuacji nie przyniesie efektu. To bardzo trudne dla psa, ale po prześledzeniu jego historii wiedziałam, że sobie z tym poradzi. To nie tylko lęk był sygnałem do ucieczki, ale też wyuczona reakcja. Problemem było też to, że dotychczas Lucky nigdy nie chodził na smyczy i nigdy nie był uczony podążania za przewodnikiem. Mimo wszystko z tej próby wyszliśmy zwycięsko. Lucky wrócił do domu, otrzepał się i zjadł obiad.

Trening domowy

Jednym z zaleceń było chodzenie z Luckym po domu na smyczy i próby podawania mu smaczków w trakcie zbliżania się psa do przewodnika. A także wzmacnianie imienia i próby przywołań, np. do miski. Zaleciłam także unormowanie ilości pożywienia i użycie części posiłku do treningu albo karmienia z ręki. Lucky dostał też ubranko zimowe. Pozostawiłam ich z myślą, że zupełnie nie mam pojęcia, w jakim kierunku pójdą sprawy. Czy pies będzie robić postępy, czy wręcz przeciwnie – nabawi się fobii i wpadnie w dystres, który może być zagrożeniem dla jego zdrowia. Kolejne dni i tygodnie miały przynieść odpowiedź.

Święta i Sylwester

Lucky pojechał odwiedzić najbliższą rodzinę Moniki. Okazało się, że dość szybko zaprzyjaźnił się z innymi domownikami, a wszelkie bariery lękowe pokonywał błyskawicznie. Gdy zapoznał się z terenem natychmiast czuł się bezpiecznie i automatycznie akceptował wszystkie osoby w nim przebywające. Problemem pozostały tylko wyjścia na zewnątrz. Niechętnie opuszczał mieszkanie, na zewnątrz szybko się załatwiał i ochoczo wracał do ciepłego mieszkania. Trudno się dziwić, tam gdzie się urodził, średnia roczna temperatura to 27°C a u nas panowały mrozy. Klimat wyjątkowo nie sprzyjał pracy. Cały ten okres to czas przełamywania kolejnych barier i nauki. Lucky robi postępy. Ja czuję ulgę.

Spotkanie drugie

Mija miesiąc w nowym domu. Lucky obszczekał mnie, jak prawdziwy obrońca domostwa a podczas mojej wizyty leżał obok i mi się przyglądał. Nie dał się jednak namówić na czułości i głaskanie. Pies zmężniał, nieco urósł, futro zgęstniało i przerosło podszerstkiem! Wyszliśmy na krótki spacer (bo ciągle jest zima). Zaliczamy mały opór na klatce, ale Monika już wie, jak sobie z tym radzić. Potem wszystko przebiega bez zarzutu. Ułatwiamy Lucky’emu spacerowanie jeszcze tym, że widząc osobę idącą z naprzeciwka omijamy ją dużym łukiem. Nie forsujemy go kilometrami i nie narażamy na spotkania z innymi psami oraz ludźmi. Najistotniejsze jest podążanie za swoim człowiekiem. Powoli sprawdzamy, czy Lucky je smaczki. Niestety to jeszcze nie ten etap. Jego czujność w dalszym ciągu jest ogromna z małymi przerwami na kontakt wzrokowy z Moniką. Po powrocie do domu Lucky tradycyjnie „otrzepuje stres” i pędzi zjeść śniadanie. Z doniesień Moniki wynika, że Lucky świetnie zaaklimatyzował się w domu, złapał rytm dobowy, śpi już w nocy, nie protestuje przy wyjściach na toaletę, wie kiedy są pory karmienia, zostaje sam w domu i przesypia ten czas, domowników wita wylewnie i żyje z nimi w bliskim kontakcie. Ma już swoje ulubione miejsca do spania (wygodny fotel) i próbuje zająć łóżko. W dalszym ciągu nie jest zainteresowany zabawkami.

Musimy pamiętać, że mimo wszystko to jednak dziki pies. Ominęła go wczesna neurostymulacja, nie wiemy jakie traumy przeżył na ulicy, nie ma wdrukowanej obecności człowieka, nie przeszedł typowej socjalizacji, nie wiadomo z jakiego skojarzenia pochodzi, ciągle nie wiemy jakie spustoszenia przyniosła niedoborowa dieta w szczenięctwie, nie wiemy ile był karmiony przez matkę. Wiemy tylko, że lot, zmiana klimatu i zmiana diety były dla niego ogromnym szokiem. Jednak patrząc na postępy w adaptacji, nie mogę wyjść z podziwu, jak elastyczny w zachowaniu i w wymaganiach może być pies.

Czy możemy już odetchnąć z ulgą? Jeszcze nie. Czeka nas okres dojrzewania, wiosna, nowe zapachy. Ale czy problemy, jakie nastaną, będą związane z jego dzikością czy raczej będą to zwyczajne problemy, jakie ma każdy właściciel psa, to się okaże. Jesteśmy czujni i trzymamy rękę na pulsie. Obserwujemy czy Lucky nie przejawia objawów stresu długotrwałego, czy nie pojawiają się zachowania obsesyjno-kompulsywne, czy nie ma objawów depresji lub nadaktywności… Przed Luckym wizyta u weterynarza i badanie kontrolne. Ale to za chwileczkę. Wyzwania musimy mu racjonalnie dawkować, natomiast nie możemy ich całkiem unikać.

Reklama



Zoopsycholog Agnieszka Penkala
zoopsycholog, trener psów, ewaluator psów agresywnych. Właściciel i trener w szkole SmartDogs. W pracy zajmuję się przede wszystkim terapią behawioralną dla psów trudnych( agresywnych, lękliwych, nadaktywnych) oraz przygotowaniem psów do wystaw. Przez ponad 5 lat moje psy pojawiały się na scenie Teatru Narodowego( najpierw rhodesiany a potem springer spaniele) w sztuce Królowa Margot. Przez 10 lat byłam zawodnikiem ujeżdżenia z sukcesami i trenerem jeździectwa.

Podobne artykuły