Wieści

Owady w karmach dla psów i żywieniu w ogóle

Owady w karmach dla zwierząt towarzyszących, a nawet szerzej – w żywieniu po prostu – to temat, który w ostatnim czasie zaliczył kilka ważnych nagłówków, zagościł na niejednej kanapie programu telewizyjnego; co naturalne – rozgrzał liczne grupy w mediach społecznościowych i z pewnością przyczynił się do niejednej kłótni na domówce.

Fot. M. Czekała

Nie wiem, ale się boję

Jak ze wszystkim co nowe, także tutaj pojawiło się wiele nieścisłości, obaw, teorii spiskowych, zwykłych kłamstw, czy – z drugiej strony barykady – obietnic, entuzjazmu, nadziei na nowe, lepsze, bardziej zrównoważone widoki na przyszłość. Na pewno ściera się tutaj ze sobą wiedza z niewiedzą, takie lobby z innym, wielbiciele innowacji z tradycjonalistami, pan Andrzej z panią Agnieszką. Trudno to wszystko od siebie oddzielić, tym bardziej że na końcu zawsze jest sakramentalne „nie bo nie” lub – choćby z przekory – „a właśnie, że tak” i argumenty, nauka, wiedza nic tu nie zdziałają. Ot, kolej rzeczy. Trzeba to oczywiście przeczekać – jak w przypadku sushi i owoców morza, ślimaków, żabich udek, ale też pomidorów, pizzy i jarmużu, a żeby pokazać skalę absurdu, więc z innej beczki – takiej choćby jazdy na rowerze.

Za dziesięć lat owady nie będą już stanowić żadnego widzimisię, będą kolejnym produktem na półce – z oznaczeniami lub bez, po który będziemy mogli sięgnąć. Zaś sięgające zenitu emocje z dnia dzisiejszego wylądują w przypisach prac naukowych z zakresu socjologii, psychologii i innych nauk, które próbują powiedzieć nam co nieco o nas samych. Bo przecież nie o owadach.

W ogóle mogłoby się wydawać, że cała obecna dyskusja o owadach chybia sedna problemu. Bo że czynnik „tfu”, czyli że obrzydliwe? Naprawdę? Cała produkcja żywności na którymś z etapów urąga naszym kryteriom estetycznym. Wystarczy odwiedzić ubojnię, przejść się po zakładzie przetwórczym czegokolwiek, żeby zobaczyć, jak pięknie potrafimy się oszukiwać, myśląc tylko o produkcie końcowym, a pomijając całą machinę działań, która do niego doprowadziła. Owszem, kulturowo oswoiliśmy widok surowego mięsa – billboardy z piersią kurczaka w skali 1000:1, plastry karkówki podkolorowane podczas sesji fotograficznej, ozory w galarecie, elegancko przycięte kurze udka, szpondry, ligawy, polędwice – to wszystko nie oburza, przeciwnie: zaopatrzona w nie zamrażarka daje poczucie bezpieczeństwa i dobrze spełnionego obowiązku. A przecież oburzać powinno. Dlaczego więc do owadów przylgnęła ta łatka? Tu nie ma krwi, smrodu, cierpienia, brudu, ekskrementów, wycinania, patroszenia, klatek, komór gazowych z dwutlenkiem węgla, zaganiania pałkami do ubojni, kałuż kału na podłodze, będących świadectwem panicznego strachu zwierząt. Nie ma tego wszystkiego na hodowli owadziej. Są cisza i spokój, owady żerują w świeżej paszy, jest im ciepło i przyjemnie, dzięki czemu mogą rosnąć bez stresu. Więc czemu? Bo są małe, bo kulturowo w ogóle się nimi nie zajmowaliśmy, więc są nam w jakimś sensie obce? Tu chyba zbliżamy się do sedna problemu.

Znalazłem dosłownie kilka odniesień do owadów w historii naszej zachodniej kultury i zawsze stanowiły one figury negatywne. Weźmy takiego Josefa K. z „Przemiany” Franza Kafki, który pewnego dnia zmienia się w mącznika młynarka, co ma służyć ukazaniu życia protagonisty w świetle bezsensu i beznadziei. Nie podskoczymy tu takiemu Zeusowi, który zmienia się w pięknego, śnieżnobiałego byka, żeby uwieść i posiąść Europę.

Nie ma już tych dzikich plaż, na których zbierałam surowce

Jednak owady pojawiły się w naszym imaginarium spożywczym z bardzo ważnego powodu. Jesteśmy obecnie świadkami kryzysu sektora spożywczego. Nie polega on bezpośrednio na brakach – wręcz przeciwnie, mamy nadpodaż jedzenia. Problem polega na tym, że nie wiemy, co jemy. I nie dotyczy to samego przetworzenia, które jedynie dodaje iskier do ognia – problem zaczyna się już na samym początku, a mianowicie na surowcu. Hodowla przemysłowa wraz z rozwiązaniem zagadnienia podaży, przyniosła problemy zdrowotne – masowe użycie antybiotyków w hodowlach mięsnych, masowe użycie pestycydów w ekstensywnych uprawach roślinnych to nie puste słowa – to czynniki, która sprawiają, że chwieje się w posadach ideał długowieczności i zdrowego szczęśliwego życia, który równolegle do tego, co dzieje się na rynku spożywczym, serwuje nam rynek wydawniczy ze swoimi poradnikami.

Dziś przeciętnie zarabiająca rodzina bez dostępu do własnej żywności, ale z szerokim dostępem do sklepów, nie jest w stanie przygotować zdrowego posiłku, ponieważ niezdrowe są surowce, z których korzysta. Wisienką na torcie niech będzie tutaj stanowisko WHO, rekomendujące ograniczenie spożywania ryb do ściśle określonej gramatury – ryb, które… no właśnie, są przecież, a raczej były naszym super food.

Wróćmy więc na owadzią hodowlę. Tu nie ma antybiotyków i chemii spożywczej. Owady są też najlepszym wykrywaczem kłamstw – zanieczyszczona pasza sprawi, że przestaną się rozwijać. Jest za to coś bardzo fajnego – możemy sterować składem analitycznym owadów, podając im odpowiednie dodatki paszowe – są to zresztą zazwyczaj mało seksowne dla pozostałej część rynku pozostałości po produkcji roślinnej, których dobre właściwości chcemy im przekazać. Jesteśmy zatem w stanie zwiększać zawartość np. nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3 i omega-6 poprzez wkomponowanie w dietę naszych owadów wytłoki z lnianki. Podobnie jest z innymi cennymi składnikami. Syntetyczne dodatki nie są tu potrzebne.

Zapomniałbym, a to przecież ważne – mącznik młynarek zawiera wszystkie niezbędne aminokwasy, wysokiej jakości tłuszcze, całą masę mikroelementów, chitynę, która działa jak błonnik, chroniąc jelita. Cechuje się wysoką smakowitością, jest dobrze trawiony. Nasi psi testerzy nagle pozbyli się problemów gastrycznych.

I na koniec – dużo się o tym mówi, więc jedno zdanie – dając psu karmy na bazie owadów w pragmatyczny sposób walczymy ze zmianami klimatycznymi, ponieważ w tej hodowli nie ma emisji gazów cieplarnianych, nie zużywa się wody, nie stosuje żadnych środków chemicznych, które potem tracimy z oczu, gdy wnikają w glebę, wody gruntowe, naturę.

Mój pies je lepiej ode mnie

Tak, nie mamy jeszcze produktów dla ludzi. Najpierw chcemy pokazać psom i ich właścicielom, jakie pozytywy niosą ze sobą karmy na bazie mącznika młynarka. Cóż, taka legislacja. Więc psiaki kochane, macie farta. Żyjcie długo i szczęśliwie. A my działamy dalej.

Tekst: Wojciech Zahaczewski, OVAD Sp. z o.o. – producent karm Hello Yellow

Reklama



Podobne artykuły