Żywienie

Humanizacja zwierząt a rynek karm

Psy coraz rzadziej utrzymywane są w celach użytkowych. Dawniej pilnowały posesji, pomagały w polowaniach, ochraniały zwierzęta hodowlane przed drapieżnikami – dzisiaj są najczęściej towarzyszami życia, polują głównie na resztki ze stołu oraz na miejsce na kanapie. Zamiast spać na zewnątrz, trzymając wartę, śpią smacznie z nami w wygodnych łóżkach.

Zdecydowana większość właścicieli uważa swoje zwierzę za członka rodziny.

To uprzywilejowanie zwierząt można częściowo wytłumaczyć trendami demograficznymi. W czasach pogoni za pieniędzmi i karierą młodzi ludzie odkładają na później założenie rodziny, a substytutem potomstwa stają się dla nich zwierzęta, na które przelewają swoje rodzicielskie uczucia. Urbanizacja spowodowała, że ludzie mieszkają na niewielkich powierzchniach, więc duże zwierzęta są mniej praktyczne, a długie godziny pracy powodują, że nie mamy możliwości utrzymywania zwierząt wymagających dużej aktywności. Ponadto starzejące się społeczeństwo również preferuje małe, łatwe w utrzymaniu zwierzątka do towarzystwa. Pod wieloma względami relacje ze zwierzętami są znacznie prostsze niż z ludźmi i w wielu przypadkach – również trwalsze.

Zjawisko humanizacji zwierząt jest udowodnione na wielu obszarach, włącznie z dyskusją na temat nomenklatury – przykładowo, czy jesteśmy „właścicielami” zwierząt, czy „opiekunami”? W języku angielskim funkcjonuje określenie pet parents, co też daje pogląd na współczesne nastawienie do naszych ukochanych czworonogów.

Traktujemy je jak dzieci i identyfikujemy siebie bardziej jako rodziców niż właścicieli. Widać to także w imionach, które im nadajemy. Zazwyczaj nie jest to już Azor, Fafik, Mruczek, ale częściej Bożenka, Jadwiga, Stefan czy Leon. Czynniki te doprowadziły do powstania rynku skupiającego się na małych zwierzętach i ich właścicielach, którzy z przyjemnością wydają ogromne pieniądze na zapewnienie najlepszego życia swoim „zwierzęcym dzieciom”.

Dlaczego wydajemy tak dużo pieniędzy na naszych zwierzęcych towarzyszy?

Spora część opiekunów ma wręcz bzika na punkcie swoich podopiecznych – często wydaje więcej pieniędzy na prezenty dla pupili niż na prezenty dla ludzkich członków rodziny. Według National Retail Federation, w zeszłym roku Amerykanie wydali tysiące dolarów na same kostiumy na Halloween oraz walentynkowe prezenty dla swoich zwierzaków. W niektórych krajach w sieci Starbucks można kupić tzw. puppuccino – specjalny napój dla psów. Opiekunowie chcą także, żeby ich pupile jedli podobnie jak oni i stają się coraz bardziej wymagający, jeśli chodzi o jakość produktów żywnościowych dla zwierząt.

Humanizację zwierząt najlepiej odzwierciedla sposób ich żywienia.

W związku z tym, że właściciele identyfikują swoje zwierzęta ze sobą lub traktują je jak własne dzieci, więcej uwagi poświęca się jakości karm. Właściciele kupują pokarm dla psów odzwierciedlający to, co sami spożywają – stąd właśnie moda na karmy ekologiczne, naturalne czy gluten-free. Rodziny, które nie spożywają glutenu, również swojemu pupilowi podają pokarm pozbawiony tego składnika. Pomimo faktu, że alergia na gluten jest wyjątkowo rzadka u psów, liczba produktów bezglutenowych rośnie. Jest to dobry przykład na to, jak moda wpłynęła na rynek, nie mając większego uzasadnienia zdrowotnego.

W większości przypadków trendy te nie wynikają z rzeczywistych potrzeb pokarmowych zwierzęcia, a z bezpośredniego przełożenia trendów z rynku spożywczego. Oświadczenia na etykietach karm dla zwierząt są łudząco podobne do tych, które można zobaczyć na produktach dla ludzi: „bez konserwantów”, „bez GMO” itp. Niektórzy zauważają, że zwierzęta są czasem lepiej karmione niż ludzie. Właściciele, chcąc upewnić się, czy jedzenie, które podają swojemu psu spełnia ich wymogi – niejednokrotnie spędzają więcej czasu, patrząc na etykiety karm, niż zastanawiając się nad wyborem jedzenia dla siebie.

Fakt: psy ochoczo jedzą swoje własne wymioty, padlinę…

…i wiele innych mało atrakcyjnych dla nas rzeczy. Ludzie natomiast serwują im wyszukane dania dla smakoszy – pokarmy ze strusiem, bizonem, jeleniem i innymi wymyślnymi surowcami, których większość z nas, ludzi, nie miało nawet okazji spróbować. Obfitość karm dostępnych na rynku przekroczyła już chyba granice zdrowego rozsądku.

Przysmaki z jarmużu, nasion chia i jogurtu greckiego też już nikogo nie powinny dziwić. Przekąski są tak wysokiej jakości, że niekiedy trudno je odróżnić od ludzkiego jedzenia. Niektóre produkty reklamowane są wręcz jako zdatne do spożycia przez ludzi.

Premiumizacja oraz jakość human grade

Kolejną konsekwencją humanizacji i „premiumizacji” karm jest stosowanie w recepturach karm surowców pochodzenia zwierzęcego jakości human grade (tzn. przeznaczonej do spożycia dla ludzi). Zmienił się sposób postrzegania karm dla zwierząt. Konsumenci oczekują, że karma dla ich pupili będzie przynajmniej takiej samej jakości, jak dla ludzi. Karmy muszą więc zawierać składniki pokarmowe najwyższej próby, mają dostarczać odpowiednich składników odżywczych i energii, a także spełniać wymagania sensoryczne – czyli atrakcyjnie wyglądać i pachnieć.

Czytelna etykieta

W związku z tym, że właściciele oczekują od karm dużo więcej niż dawniej, wymaga się od producentów większej transparentności. Efektem tego jest między innymi koncepcja „czystej etykiety” – clean label, czyli deklarowania składników w zrozumiały i przejrzysty sposób. Do wielu właścicieli przemawia prosty skład i znane składniki. „Czysta etykieta” ma być odzwierciedleniem pełnej przejrzystości w tworzeniu receptur sprzedawanych produktów. Oferowany produkt ma mieć łatwą do zrozumienia etykietę, na której znajduje się krótka lista składników o znanych dla konsumenta nazwach. Jednakże, określenie clean label nie jest pojęciem określonym prawnie, a jego definicja nie jest do końca sformalizowana i podlega różnego rodzaju interpretacjom.

Co dalej?

Do czego doprowadzi dalsza humanizacja zwierząt? Czy psi rodzice pójdą jeszcze dalej w traktowaniu swoich futrzastych przyjaciół jak małych ludzi? Czy producenci karm, zabawek i akcesoriów zaspokoją rosnące potrzeby „psich rodziców”? A może to niegroźne, tylko trochę kosztowne zjawisko? Ot, niewinna forma nagradzania naszych zwierząt za ich bezwarunkową miłość i lojalność. Pamiętajmy jednak, by mimo wszystko szanować psie potrzeby żywieniowe i repertuar zachowań charakterystyczny dla tego gatunku, nie patrząc na nie wyłącznie przez pryzmat ludzkich potrzeb.

Reklama



dietetyk zwierzęcy Karolina Hołda
Dietetyk zwierzęcy, dr nauk zootechnicznych. Swoje kwalifikacje szlifowała w Ghent University (Belgia) na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej. Autorka kursów online na temat prawidłowego żywienia psów i kotów (https://karolinaholda.com/). Napisała ponad 70 artykułów naukowych oraz popularno-naukowych w czasopismach o tematyce weterynaryjnej i zoologicznej. Członek European Society of Veterinary and Comparative Nutrition oraz kapituły konkursu branży kynologicznej - Top for Dog. Prywatnie opiekunka Finki, suczki adoptowanej ze schroniska na Paluchu oraz pasjonatka jogi i sztuk walki.

Podobne artykuły