Wszystko o pielęgnacji psiej sierci
Na pewno pamiętacie reklamę dużego producenta kosmetyków, w której pada slogan „jesteś tego warta”. Przekaz jest prosty: nieważne, czy jesteś gwiazdą filmową, pierwszą damą, prezesem w międzynarodowej korporacji, czy też nauczycielką, pielęgniarką, pisarką – zasługujesz na wyjątkowe traktowanie i masz prawo sprawiać sobie przyjemności. W przypadku psów obowiązuje dokładnie ta sama zasada.
No więc, kochane kundelki: nieważne, że nie macie metryki, rodowodu i udokumentowanego pochodzenia, nieważne, że wcale nie czekają was występy na wystawach ani tytuły interczempionów – i tak jesteście warte wszystkiego, co najlepsze. Także w zakresie groomingu.
Różne psy wymagają różnych zabiegów
Zacznijmy od czegoś, co jest może oczywiste, ale warto to powiedzieć na głos: różne psy wymagają różnych zabiegów. Jednego wystarczy raz na parę miesięcy przeczesać, wykąpać tylko wtedy, kiedy postanowi się w czymś wytarzać, czasem jeszcze tylko wyjąć złośliwego rzepa z ogona i – voila! – koniec pielęgnacji. Inny czworonożny delikwent będzie wymagał jednak nieco częstszych zabiegów, zależnie od potrzeb co kilka tygodni, czasem trochę częściej, ale wciąż – nic wyjątkowo męczącego i czasochłonnego.
W tym miejscu niektórzy czytelnicy tylko uśmiechną się z miną w stylu „Serio? Co wy możecie wiedzieć o pielęgnacji psów”. To będą właściciele pewnych specyficznych ras, które ze szczotką są za pan brat, stół groomerski traktują jako najzwyklejszy mebel na świecie, do tematu kąpieli podchodzą z taką naturalnością, jak my do porannego mycia zębów, a groomera widują częściej niż niektórych członków rodziny. To nie żart. Mam takich klientów, z którymi spotykam się ze znacznie większą regularnością niż choćby z rodzicami, o siostrze nie wspominając. Są u mnnie regularnie co dwa tygodnie, czasem co tydzień, a zdarza się nawet, że częściej.
To choćby właściciele małego stadka samojedów. Jeśli nie wiecie co to za rasa, już wyjaśniam. Spróbujcie sobie wyobrazić niedużego, puchatego, białego miśka. Teraz do tego obazu dodajcie dwa razy więcej puchatości i jeszcze więcej bieli. Zestaw uzupełnia rozmerdany ogon, uśmiech od ucha do ucha i jeszcze szczypta puchatości. Wspomniane psy są utytułowane, to zwycięzcy właściwie każdej wystawy, na której tylko się pojawią. Oczywiście, przed każdą meldują się u mnie na kąpiel, czesanie i suszenie specjalnymi dmuchawami, dzięki którym – o ile to w ogóle możliwe – robią się jeszcze bardziej puchate.
Ten przykład to jednak ekstremum. Większość psów takich częstych zabiegów wcale nie potrzebuje, te samojedy poza okresem wystawowym też wpadają do salonu dużo rzadziej. Piszę o tym nie tylko po to, żeby po raz kolejny pozachwycać się samojedami, ale także, żeby uzmysłowić czytelnikom coś, co dla nas, groomerów, jest najbardziej oczywiste na świecie: każdy pies to inna historia, inny włos, inne zachowanie i – siłą rzeczy – inna częstotliwość zabiegów.
Tak często, jak to potrzebne
Przeciętny pies trafia na pielęgnację mniej więcej co dwa miesiące, czyli w sumie dość rzadko, choć dla niektórych – wręcz przeciwnie. Ileż razy słyszałam te głosy, że poprzewracało nam się w głowach, żeby kąpać psa tak często, przecież kiedyś ludzie rzadziej brali porządną kąpiel. Jasne, kiedyś też poruszali się wozami ciągniętymi przez konie, uważali, że Ziemia jest płaska i znajduje się w centrum wszechświata, jadali tylko to, co upolowali, a wszelkie nieporozumienia rozwiązywali przy pomocy maczugi. Słowem: świat nieustannie idzie do przodu i pewne rzeczy są dzisiaj zupełnie inne niż nawet nie 300, ale choćby 20 lat temu. Możemy się temu dziwić, oburzać albo potraktować to jako naturalną kolej rzeczy. Ja wybieram ostatnie rozwiązanie i po prostu robię swoje. Czyli, w tym przypadku, kąpię psy tak często, jak one, albo ich właściciele, tego potrzebują. Właśnie, bo taka pielęgnacja to przecież często potrzeba właściciela.
Kiedyś pies służył głównie do pilnowania domu, był czymś pomiędzy czujnikiem ruchu, alarmem i agencją ochrony, dopiero w dalszej kolejności towarzyszem czy przyjacielem. Dziś rola psa jest głównie towarzyska. Ma być naszym przyjacielem, towarzyszem zabaw i partnerem do uprawiania sportów. Podobno psiarze dzielą się na tych, którzy śpią ze swoimi psami, i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Ja zawsze należałam do tej pierwszej grupy, jednak chwilę temu się przeprowadziłam i próbuję wprowadzić zasadę, że psy na piętro nie mają wstępu. Jak znam życie, wcześniej czy później czeka nas rewolucja i wprowadzenie zupełnie innych zasad, ale to już zupełnie inny temat.
W każdym razie, jeśli już zapraszamy psa do łóżka czy na kanapę, to zdecydowanie wolelibyśmy, żeby ten pies był jednak chociaż w miarę czysty. I tu wchodzimy my, groomerzy, cali na biało, z tymi wszystkimi nowoczesnymi szamponami, odżywkami, profesjonalnym sprzętem i tak dalej. Wchodzimy i pomagamy Najczęściej, gdy przychodzi do nas klient, mamy już przygotowany, rozrobiony szampon dla jego psa. Czasem jednak, kiedy mamy kumulację klientów i duże zamieszanie, nie zdążymy wszystkiego przygotować zawczasu. W takiej sytuacji otwieramy szafę z szamponami i dobieramy ten właściwy. Klasyczna reakcja to totalne zaskoczenie i zbieranie szczęki z podłogi.
Ludzie spodziewają się, że będziemy mieli jeden, może dwa szampony, tymczasem nasza szafa jest pełna po brzegi. Do krótkiego włosa, do długiego, do szorstkiego, do zniszczonego, do białego, do czarnego, do rudego i tak dalej – serio, mało który ludzki fryzjer korzysta z tak wielu różnych kosmetyków!
Adopciaki i pielęgnacja
Zupełnie oddzielna kategoria klientów, którzy do nas trafiają, to adopciaki. Sama mam suczkę, odebraną właścicielom, którzy się nad nią znęcali, a przez długi czas pracowałam jako wolontariuszka w schronisku Na Paluchu, więc do wszystkich kundelków po przejściach mam ogromny sentyment i bardzo dużo cierpliwości.
Inna sprawa, że nierzadko doprowadzenie psa do odpowiedniego stanu po pobycie w schronisku kosztuje naprawdę mnóstwo czasu i energii. Ileż razy to przerabialiśmy! Pierwsze mycie, drugie mycie, trzecie mycie, odżywka, płukanie, kolejne mycie. I co? I nic – dalej czuć schronisko… Na szczęście z biegiem lat udało nam się opracować odpowiednie procedury i metody działania, dzięki którym żaden adopciak nie stanowi dla nas przeszkody nie do pokonania. W tym przypadku domowe szampony mają problem z poradzeniem sobie z wyzwaniem. My na szczęście dysponujemy niezawodnym arsenałem, zawierającym specjalistyczne szampony, także głębokomyjące i superhiperekstremalnie przeciwzapachowe.
Odbierając wypatrzonego i wymarzonego psa ze schroniska, pakujemy go do samochodu i pełni dobrej wiary ruszamy do domu. Przed nami wiele wyzwań! Poza wyborem akcesoriów, posłania czy karmy – przyjdzie nam zmierzyć się z kąpielą naszego nowego pupila. Problem w tym, że cała sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Dla tych psiaków schronisko to był dom, miejsce, do którego zdążyły się przyzwyczaić i oswoić. Z tego miejsca trafiają do nowego, oczywiście wygodniejszego, czystszego, pełnego miłości, smakołyków i dobrego jedzenia. Ale – nowego i nieznanego. W tej sytuacji stary zapach to jedyne, co łączy takiego czworonożnego delikwenta z jego starym życiem.
Niektórzy behawioryści uważają, że najpierw należy dać się psu przyzwyczaić do nowego otoczenia, a dopiero później – porządnie go wykąpać.
Kiedyś usłyszałam, że sytuację psa zabranego ze schroniska i od razu pozbawionego starego zapachu można porównać ze stresem, jaki towarzyszyłby człowiekowi zmuszonemu do występu nago na scenie teatru, przy pełnej widowni. Optymalnie więc byłoby dać adopciakowi trochę czasu na oswojenie się z nowymi warunkami i dopiero wysłać go do spa. Ale z praktyki wiem, że często to się nie udaje. Na pewno w tej sytuacji lepiej oddać takiego pacjenta w ręce profesjonalistów.
My naprawdę kochamy psy i wiemy, jak złagodzić ich stres. Mamy też wspomniane wcześniej najskuteczniejsze kosmetyki. I supermocne suszary. I dużo smakołyków. I doświadczenie. Poważnie, tu nie chodzi o reklamę, bo naprawdę mamy co robić, a nadgodziny mamy zdecydowanie częściej niż wolne wieczory. Piszę to z perspektywy kogoś, kto z psami pracuje od lat i niejedno widział. Czasem słyszę pytanie, czy w takiej sytuacji nie lepiej wykąpać psa w domu, a dopiero potem przywieźć do salonu. Zawsze odpowiadam, że w moich salonach obowiązuje kilka zasad, z których jedną z najważniejszych jest ta, że nie strzyżemy psów bez kąpieli. Wszystko robimy na miejscu, bo tylko wtedy mamy pełną kontrolę nad zabiegiem.
Psy naprawdę to lubią
Każdy pies zasługuje na wyjątkowe traktowanie i najlepszą pielęgnację, dlatego zdecydowanie rekomendujemy korzystanie z usług groomerów, zrzeszonych w Polskim Stowarzyszeniu Groomerów. Ważne, żeby znaleźć taki salon, w którym spełnione zostaną potrzeby i oczekiwania nie tylko właściciela, ale także, a może nawet przede wszystkim – potrzeby i oczekiwania psa. Oczywiście, z psem trochę jak z dzieckiem – jeśli pozwolimy sobie wejść na głowę, to nigdy nie pójdzie do szkoły i zawsze będzie chciało pizzę na obiad. Nie chodzi więc o to, żeby to pies decydował, kiedy i na jak długo ma iść do groomera, bo raczej mało który pójdzie na dłużej niż pięć minut. Jeśli jednak psa od szczeniaka przyzwyczaimy do wizyt w salonie pielęgnacji i znajdziemy miejsce, który naprawdę jest przyjazne psom, to wszystko pójdzie lekko, łatwo i przyjemnie. Ba! Są psy, które naprawdę to lubią!