SportNoseworkWywiady

Jak to? Buldog w noseworku?!

Czy chęć szczera i motywacja może zdziałać więcej niż predyspozycje genetyczne? Jak wyćwiczyć psi nos? Dlaczego nie trzeba mieć rasy sportowej, by zdobywać medale i dobrze się bawić ze swoim psem? Czy każdy pies może zostać sportowcem? I najważniejsze – jak to się stało, że buldog stał się mistrzem węszenia? Odpowiada Piotr Awencki – trener psów, właściciel Zosi.

Fot. Pixabay
Patrzymy na Zochę – buldoga francuskiego i jej kolekcję noseworkowych medali. Zawsze z uśmiechem na pysku, radosna, domagająca się głaskania. Ćwiczyć z takim psem to marzenie.

Zosia jest u nas całkowicie przez przypadek. Ale po kolei… Moja córka Jenifer zawsze marzyła, żeby mieć buldoga francuskiego. Ja niespecjalnie chciałem powiększenia rodziny o kolejnego zwierzaka, mieliśmy bowiem dwa amstaffy oraz kota i królika. Któregoś dnia zadzwonił do mnie ktoś z moich „psich” znajomych z informacją, że „na już” potrzeba domu tymczasowego dla suni odebranej z pseudohodowli. Wraz z żoną stwierdziliśmy, że będzie to dobry „test” dla Jenifer, czy właściwie zajmie się psem. Według informacji, które uzyskałem od fundacji, sunia miała u nas być góra 4 dni (podobno miała już chętnych na dom stały) oraz była dobrze zsocjalizowana. Kiedy po nią pojechaliśmy, okazało się, że odbieramy ją z domu stałego, bo strasznie tam narozrabiała. Zosia (wtedy Lilu) wyjęła sobie żółwia z akwarium i pozbawiła go życia, urywając mu głowę. Ponadto nie była tak dobrze zsocjalizowana i miała na koncie pogryzienie opiekunów. Zostaliśmy postawieni pod ścianą: albo ją zabieramy, albo ląduje w schronisku. I tak trafiła do nas…

W naszym domu okazało się, że z jej „manierami” jest fatalnie. Reaguje agresywnie na zwierzęta, rowerzystów, biegaczy, osoby odwiedzające nasz dom, niektórych mijanych przechodniów, a nawet… mlecze rosnące na trawniku… Oddanie komukolwiek psa w takim stanie groziło schroniskiem i zamknięciem w najdalszym kącie. Nie miałaby szans na normalne życie. Aha, oczywiście okazało się, że „obiecany” dom stały, do którego miała trafić, nie istnieje. Więc w zasadzie zostaliśmy postawieni przed alternatywą – albo ją oddajemy do schroniska, albo zostaje u nas i zaczynamy pracę nad socjalizacją. A ponieważ za tą drugą opcją najbardziej „krzyczała” córka, na nią spadł obowiązek wychowania Zosi (śmiech). To ona musiała z nią pracować, chodzić na szkolenia (na szczęście mam swoją szkołę i mogłem to nadzorować), wychodzić na spacery (ze względu na młody wiek, pod naszym nadzorem) itp.

I co się wydarzyło?

I buldog, po dwóch latach ciężkiej pracy mojej córki, stał się grzecznym psem. Co więcej, Zosia zaczęła brać udział w zawodach rally-o (startowała z moją córką w klasie Junior). Jak widać, nawet młode osoby (córka miała wtedy 10 lat) mogą skutecznie pracować z psem problematycznym. Tak buldog żył sobie spokojnie u nas przez prawie 5 lat. Potem trafiła pod moje skrzydła. Niestety, rok temu jeden z moich psów nagle od nas odszedł. Choć miał ponad 11 lat, nadal braliśmy udział w zawodach. Drugi z naszych astów, Zuzanna, miała wtedy 13 lat i ze względu na stan zdrowia (od kilku lat walczy z nowotworami) nie mogła intensywnie ćwiczyć ani startować. A ponieważ nie wyobrażam sobie życia bez tego, zostałem zmuszony do pracy z Zosią (śmiech).

A czemu akurat nosework?

Totalny przypadek. Moja znajoma organizowała w swojej szkole seminarium z nosework z Agnieszką Janarek. Zapisałem się na nie, gdy Borys jeszcze żył. Ponieważ odszedł przed seminarium, zabrałem na nie buldoga (trochę dla żartu). Dodam, że wcześniej Zosia miała mały epizod z węszeniem. Pojawiła się dwa razy z moją żoną na zajęciach węchowych, które prowadziłem w ramach treningu naszego klubu Fit Fun Dog. Obie te próby zakończyły się po kilku minutach frustracją Iwony i szybkim powrotem do domu (śmiech). Za każdym razem buldog po obwąchaniu pierwszego z brzegu przedmiotu tracił kompletnie zainteresowanie szukaniem tam smaków. Podczas seminarium było zdecydowanie lepiej, choć nie był to nagły przypływ talentu węchowego. Zosia po prostu załapała, że trzeba znaleźć pudełko. Wątpię, by rozumiała, że chodzi o konkretny zapach. Raczej kombinowała, że jak przy jednym nie ma nagród, trzeba iść do drugiego. Szło jej to na tyle dobrze, że drugiego dnia seminarium znalazła się w zaawansowanej grupie. Ponieważ wyraźnie jej się to spodobało, postanowiłem kontynuować przygodę buldoga z noseworkiem. Zosia swoje braki w odpowiedniej budowie nosa nadrabia dużą motywacją i chęcią pracy. To było dokładnie rok temu. Przez ten czas udało nam się awansować we wszystkich kategoriach do klasy drugiej. Na zawodach plasuje się zawsze w czołówce. Natura nie obdarzyła jej prawidłowo zbudowanym aparatem węchowym, na szczęście „całą robotę wykonuje mózg, nos jest tylko kanałem przesyłowym”, a Zosia jest bardzo inteligentnym psem (śmiech).

Jak to jest, że ten mały nosek działa?

To nie jest tak, że ona nie ma nosa czy nie posiada węchu. Jednak w porównaniu z „typowymi” psami, te z brachycefaliczną budową czaszki mają trudniejsze zadanie. Psi pysk nie bez powodu jest wydłużony. Aparat węchowy u tych zwierząt jest dość skomplikowany. Jest wyposażony w miejsca, gdzie zapach jest filtrowany, nawilżany, ogrzewany i leżakowany. W krótkim nosku te miejsca są, lecz na zdecydowanie mniejszej powierzchni. Według najnowszych badań, psy z płaskim pyskiem posiadają też mniejszą liczbę genów odpowiedzialnych za tworzenie receptorów węchowych. Jednak nie pozbawia ich to szans na trenowanie noseworku.

Czyli nos da się wyćwiczyć?

Tak jak każdy zmysł, również węch da się „poprawić”. Jest to kwestia odpowiednich treningów i ciężkiej pracy. Odpowiednie ćwiczenia, praca nad „detalami nosework” sprawia, że „nos” działa coraz lepiej. Dodatkowo, w przypadku Zosi, musiałem dużo trenować skupienie oraz dokładność, bo była zbyt szybka i chaotyczna. Dużym plusem jest fakt, że Zosia jest pewna siebie, mocno nastawiona na pracę i posiada bardzo dużą motywację do treningów, dzięki czemu niewiele rzeczy ją rozprasza podczas pracy.

Komuś, kto nie siedzi w sportach i patrzy na buldoga i na owczarka niemieckiego, pewnie ciężko uwierzyć, że wystarczy tylko silna motywacja.

Zosia przeszła swoistą ewolucję. Zanim zaczęła ćwiczyć nosework, nie miała w ogóle włosków czuciowych na pyszczku, w tej chwili jest zarośnięta jak baba Jaga z kreskówki (śmiech). A tak poważnie, jej wyniki w tym sporcie to efekt pracy na wielu płaszczyznach – treningi psiego fitness (fit paws), posłuszeństwa, brainwork, spacerów w miejsca obfitujące w różnorodne bodźce środowiskowe, odpowiedniej motywacji do pracy itd.

Czyli dzięki wypracowanemu wcześniej modelowi pracy?

Tak, to jest efekt ogólnorozwojowej pracy. Dobrze „zrobiony” pies o solidnych podstawach jest niezłym materiałem na psiego sportowca, niezależnie od tego, jaki sport będziemy uprawiali i jakiej rasy jest nasz pies. Pozostaje kwestia nauczenia go zasad danej dyscypliny, planu treningowego ukierunkowanego na daną dyscyplinę. Na początku tego roku stwierdziłem, że zaczynamy się bawić w nosework na poważnie. Moim planem było, żeby awansować w tym roku we wszystkich kategoriach do klasy drugiej. Plan zrealizowałem już w lipcu. Plan na kolejny rok to awans do klasy trzeciej. Być może częściowo zrealizuję go jeszcze w tym, bo przed nami zawody w Poznaniu. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że w klasach wyższych, gdzie poziom jest zdecydowanie trudniejszy i potrzeba dużych umiejętności, buldog nie będzie osiągał takich wyników, jak toller, labrador czy owczarek niemiecki, które mają lepsze warunki genetyczne do tego sportu. Jestem jednak święcie przekonany, że w tych wyższych kategoriach na pewno uda nam się mieć czyste przebiegi. Może nie będziemy wygrywać zawodów, ale będziemy się dalej rozwijać. Choć tak naprawdę w sporcie kynologicznym (przynajmniej dla mnie) chodzi o wspólne treningi, nawiązywanie porozumienia między czworonogiem i jego przewodnikiem oraz zabawę. A zawody są jedynie motywacją do systematycznych treningów.

Czy to, że jesteś instruktorem, wpłynęło na rozwój Zochy?

Oczywiście moja praktyka w pracy z psami bardzo się przydała. Dzięki niej mam dobre „wyczucie” Zosi, posiadam odpowiednią wiedzę, mam dużo pomysłów na treningi. Jednak obecnie każdy właściciel psa może brać udział w seminariach lub kursach. Dzięki temu, niezależnie od genetycznych predyspozycji swojego pupila, ma możliwość ćwiczyć z nim i robić to na w miarę fajnym poziomie. Najważniejsze, by przede wszystkim czerpać z tego radość, ze wspólnych treningów, startów. Do tych ostatnich bardzo wszystkich zachęcam. To jest super motywacja – mam jakiś termin, nie przekładam, nie odwlekam – ćwiczę. Mobilizuję się do tego, żeby stale podnosić poziom i być coraz lepszym.

Możemy też zobaczyć pracę swojego psa w innych warunkach, emocjach…

O tak, zawody bardzo dużo nas uczą. Szczególnie te, na których coś zawiodło. Jeżeli wyciągniemy z nich odpowiednie wnioski, to zaowocuje w przyszłości, a nasza porażka zamieni się z czasem w sukces. Ponadto dowiemy się, jak pracuje nasz pies w ekstremalnych warunkach, nad czym trzeba popracować – czy to są bodźce środowiskowe, czy nadmiar emocji, czy nad elementami technicznymi. Oczywiście dla opiekuna to też świetna szkoła, bo, jak wynika z moich doświadczeń i obserwacji osób, które przygotowałem do startów, najczęściej zawodzi czynnik ludzki.

Czyli przydarzyło ci się kiedyś popsucie Zosi startu?

Oczywiście (śmiech). Popełniłem wiele błędów, również w startach z Zosią. Na pierwszych zawodach próbka zapachowa była schowana w długopisie i buldog mi ją w końcu przyniósł, bo nie chciałem jej uwierzyć (śmiech). Ale to tylko jeden z przykładów. Bo w nosework, wbrew pozorom, praca przewodnika jest dość istotna. Musimy umieć odpowiednio się ustawić, psa poprowadzić dobrze, obserwować bacznie co sprawdził, a co pominął. Pamiętać, gdzie i czym się interesował. Znać jego mowę ciała, a przede wszystkim mu nie przeszkadzać w pracy i jednocześnie bacznie obserwować. Nic tego tak nie uczy, jak zawody.

Co cię przekonało do noseworku jako dyscypliny?

Węszenie jest bardzo, bardzo fajną sprawą dla psa. Jest podstawą łańcucha łowieckiego wilka, a więc bardzo naturalną czynnością dla naszych czworonogów. Nosework, jak każde węchowe zajęcie, jest nauką samodzielności, systematycznej i dokładnej pracy. Z kolei opiekun uczy się obserwować psa, wyłapywać nawet drobne zmiany w zachowaniu, co przydaje się w codziennym życiu. Poza tym uczymy się zaufania do czworonoga. W końcu to pies wie lepiej niż jego przewodnik, gdzie jest zapach. Oczywiście, są też inne sporty, gdzie węch jest wykorzystywany, jednak nosework ma tę zaletę, że nie wymaga (jak np. tropienie) zaangażowania dużej ilości osób, przestrzeni i czasu. Możemy, idąc na spacer, po drodze umieścić próbkę, by później wrócić i zrobić trening. To bardzo istotne w codziennym życiu, gdzie często brakuje nam czasu na ćwiczenia.

Co jeszcze w pracy węchowej jest dla was wyzwaniem?

Zdecydowanie próbki na wysokościach. Ze względu na wielkość i budowę nosa. Zosia jest mniejsza niż przeciętny buldog (najprawdopodobniej w pseudohodowli została rozmnożona przy pierwszej cieczce, co zahamowało jej wzrost), a buldogi francuskie nie należą z natury do wysokich psów. Dla niej próbka umieszczona na wysokości dostępnej dla owczarka niemieckiego jest już niedostępna. Dodatkowo jej „zadarty” nos nie ułatwia szukania takiej próbki, dlatego ma większy problem, by zlokalizować zapach. W drugiej klasie zapach może być umieszczony do wysokości 120 cm. Dla mojego psa jest to już próbka niedostępna (czyli taka, do której nie może dostać się bezpośrednio). Dlatego obecnie dużo nad tym pracujemy.

Czy więc nosework jest na pewno uniwersalny?

W tym sporcie wszystko może być wadą lub zaletą. To naprawdę uniwersalna dyscyplina. Wolne zwierzęta są bardziej dokładne i systematyczne. Szybkie natomiast mogą w krótszym czasie sprawdzić większą powierzchnię lub ilość przedmiotów, choć nie zawsze zrobią to dokładnie. Niskie psy pracują bliżej podłoża, wysokie mają ułatwiony dostęp do próbek umieszczonych wyżej. Nawet tak nietypowa budowa czaszki, jak u buldoga, może się przydać, gdy próbka jest np. schowana pod stolikiem. Zocha się pod nim zmieści i jej zadarty nos szybciej dotrze do próbki (śmiech). Nosework uczy psa koncentracji, samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji, wzmacnia pewność siebie oraz wycisza. Jest pełen zalet, a każdy pies się w nim odnajdzie. Szczególnie fajnie działa na psy nadpobudliwe i lękliwe.

Jesteś dumny z tego, co udało się wam osiągnąć?

Zawsze jestem dumny ze swoich psów. I nie chodzi mi o medale, które z nimi zdobywam, a o ich zaangażowanie w trening i nasze wzajemne relacje. Oczywiście ćwiczenie z buldogiem noseworku jest dla mnie skarbnicą wiedzy. Zdobyte na przyszłość doświadczenie jest ogromne. Jednak przede wszystkim jest to wspaniała przygoda, dlatego wszystkich zachęcam do spróbowania swoich sił w tym lub innym sporcie. Nie chodzi jednak o to, żeby być mistrzem, ale o fajną zabawę ze swoim psem, ciągłe rozwijanie się i zdobywanie doświadczenia. Jak również wspólne spędzanie czasu z czworonożnym przyjacielem i poznawanie innych ludzi zakręconych na punkcie swoich pupili.

Reklama



Podobne artykuły