Mój pies nie chce jeść!
Jak żyć z psim niejadkiem? Co może być przyczyną problemu i na co zwrócić uwagę? – opowiada zoodietetyczka Agnieszka Cholewiak – Góralczyk.
Spotkałam się ze stwierdzeniem „mój pies jest strasznym niejadkiem” w stosunku do zwierzaka, który odmawiał zjedzenia jakiejkolwiek karmy ze swojej miski. Ten sam pies był jednak w ciągu dnia częstowany resztkami z posiłków i jadł je z przyjemnością…
Odpowiedź jest prosta – ten pies wcale nie był niejadkiem! Miał po prostu wypracowane nieprawidłowe nawyki żywieniowe. Takie przypadki często obserwujemy w dzisiejszych czasach nawet wśród ludzi, którzy, często bezrefleksyjnie, sięgają po łatwo dostępne, szybkie przekąski, a później nie są już głodni na tyle, aby zjeść zdrowy obiad. To samo dotyczy psów.
Opiekunowie, którzy nagminnie dzielą się z nimi swoim jedzeniem, robią krzywdę im i samym sobie – a później zamartwiają się, że ich zwierzak odmawia jedzenia drogiej karmy z najwyższej półki.
Pies ma określone zapotrzebowanie na energię, którą musi przyjąć w pokarmie w ciągu dnia. Skoro zapotrzebowanie to zostało zaspokojone ludzkimi resztkami, nie ma potrzeby zjadania dodatkowej porcji karmy. Pierwszym krokiem w przypadku psich niejadków powinno być zatem uczciwe przyjrzenie się, co i w jakiej ilości tak naprawdę zjadają one w ciągu dnia – polecam wypisać wszystko na kartce!
Uważne przyjrzenie się ilości jedzenia może nas zaskoczyć?
Nie tak dawno miałam w gabinecie ciekawy przypadek. Duży pies, określony jako „niejadek”, regularnie odmawiał jedzenia np. przez 36 h. Nie był dodatkowo dokarmiany, a jego jedynym pokarmem była odpowiednia karma. Okazało się jednak, że opiekun podaje psu zbyt duże posiłki, przekraczając dzienne zapotrzebowanie energetyczne o ponad 300 kcal! Dlatego pies po takim posiłku nie odczuwał głodu przez kolejne 1,5 dnia. I wcale nie był niejadkiem – za to jego opiekunowie bez przerwy zamartwiali się, że za mało je.
Kluczowe jest więc obliczenie zapotrzebowania energetycznego psa i zestawienie go z tym, ile kalorii dziennie zjada. Jak obliczyć te ważne dane, tłumaczę w prosty sposób w mojej książce „Nie dla psa (i kota) kiełbasa, czyli jak zdrowo karmić swojego zwierzaka”.
Pierwsza i najprostsza rzecz, jaką powinien zrobić opiekun psa, to przeczytanie etykiety na opakowaniu karmy – zawsze znajduje się na niej informacja, ile karmy powinien zjeść dziennie pies o określonej masie, w danym wieku. Jeżeli stosujemy się do tej rozpiski, ale problemy nie znikają, należy zagłębić się w temat i dokonać obliczeń zapotrzebowania energetycznego. Przypominam, że wszelkie przysmaki i przekąski również mają kalorie i należy uwzględniać je w analizie codziennego jadłospisu psa.
A psy, które chętnie zjadają cały duży worek danej karmy, ale po jego zakończeniu nie chcą już tknąć kolejnego opakowania tego samego jedzenia?
To zdarza się dość często – drugi worek tej samej karmy okazje się być niejadalny. I nagle pojawiają się obawy. Czy to objaw gorszego samopoczucia lub choroby? Czy zdarzyło się coś złego? Może podczas karmienia pies odczuł jakiś dyskomfort trawienny? Warto oczywiście przyjrzeć się wszelkim możliwościom. Czasem jednak okazuje się, że pies po prostu potrzebuje urozmaicenia. A jednak taki rodzaj „wybrzydzania” najczęściej zdarza się wśród psów, których opiekunowie uważają, że zwierzęta, tak jak ludzie, powinny jeść urozmaicone posiłki i podawanie przez dłuższy czas tego samego pokarmu nie jest w porządku.
Jeśli przyzwyczaimy psa, że bez przerwy znajduje w misce coś innego, nic dziwnego, że jego stała karma szybko przestaje być atrakcyjna.
Warto więc skupić się na maksymalnie 2-3 różnych karmach i nie wprowadzać do menu bez przerwy czegoś nowego. Warto pamiętać, że pies żyjąc dziko w danym obszarze, również będzie miał ograniczoną liczbę różnorodnych posiłków, zależną od terenu, na jakim się znajduje. Dlatego naprawdę nie ma sensu podawać mu śniadania, obiadu i kolacji – każdego z tych posiłków opartego na innej karmie.
Podczas gdy koty często określa się słowem „wybredne”, hasło „psi niejadek” bywa traktowane z przymrużeniem oka. Mało kto wierzy, że pies naprawdę nie chce nic jeść.
Dlatego właśnie opiekunowie takich psiaków często pozostają bardzo samotni z tym problemem, który zaczyna urastać do bardzo wysokiej rangi. Człowiek zaczyna się zamartwiać, miotać, zmieniać co chwilę system żywienia, rodzaje karmy, a czasem wręcz chodzić z miską za psem. Dochodzi nawet do sytuacji, w których pies nie ma kiedy zastanowić się czy faktycznie jest głodny, bo ma bez przerwy dostępną miskę lub kogoś, kto mu to jedzenie podtyka pod nos. Zdarza się, że pies zaczyna wykorzystywać wybrzydzanie np. jako sposób zwracania na siebie uwagi opiekuna lub wymuszania coraz lepszych przysmaków.W ten sposób do pierwotnego problemu, który nie został właściwie zdiagnozowany, zaczynają dochodzić kwestie behawioralne.
Czy brak chęci jedzenia może wiązać się z problemami emocjonalnymi?
Oczywiście. W sytuacjach, w których pies przeżywa silny stres lub lęk, często zdarza się niechęć do jedzenia. Jeśli zwierzę jest długotrwale wystawione na tego typu trudne bodźce, może to skutkować permanentnym brakiem apetytu. Określony rodzaj pokarmu może się psu również negatywnie skojarzyć – np. karma, którą pies jadł podczas długotrwałej hospitalizacji, może okazać się niezjadliwa już w domu, nawet gdy minie stres, choroba czy ból.
A zawsze dostępna, pełna miska…
Zdarzają się opiekunowie, którzy nie potrafią pogodzić się z ograniczeniem psu dostępu do miski – a dodatkowo bez przerwy nakłaniają psa do jedzenia. W takich sytuacjach trudno jest nawet określić ile razy dziennie pies potrzebuje zjeść, kiedy sam z siebie odczuwa głód. Aby temu zaradzić, idziemy na kompromis – do miski trafia dokładnie wyliczona dzienna porcja karmy, a miska faktycznie jest dostępna dla psa cały dzień. Ale opiekun nie nakłania psa do jedzenia, a jedynie obserwuje i zapisuje, kiedy pies samodzielnie podejmuje decyzję o tym, że ma na nie ochotę. To pozwala nam wyznaczyć godziny posiłków najbardziej naturalne dla danego przypadku.
A co z przegłodzeniem? Czy ta metoda działa?
Zazwyczaj gdy opiekunowie zgłaszają się z problemem psiego niejadka, problem jest już tak zaawansowany, że pies nie potrafi sam określić czy jest głodny i w jakim stopniu. Wtedy przegłodzenie nie jest efektywną metodą i raczej jej nie stosuję.
Czy w swojej pracy obserwujesz większą tendencję do tego typu problemów u jakiejś określonej grupy psów?
Problemy z jedzeniem dotyczą w równym stopniu psów małych i dużych, psów wszelkich ras oraz kundelków. Z moich obserwacji wynika, że najczęściej są to jednak psy wrażliwe i lękowe, często po trudnych, traumatycznych doświadczeniach – niekoniecznie takich wiążących się bezpośrednio z jedzeniem.
Dużą popularnością zaczynają cieszyć się produkty, które „dosmaczają” jedzenie. Czy korzystanie z nich, aby zachęcić psa do jedzenia, to dobry pomysł? A może skoro pies nie je, powinniśmy zaproponować mu po prostu coś innego?
Każdy sposób jest dobry. Czasem taki „dosmaczacz” może pomóc psu przełamać się i faktycznie polubić swoje posiłki. Dobrze w takim charakterze sprawuje się np. suszone mięso zmielone na drobny proszek lub probiotyki. Trzeba po prostu znaleźć rozwiązanie odpowiednie dla danego zwierzaka. A następnie stopniowo zmniejszać udział tego produktu w posiłku, aby ostatecznie sprawić, że pies chętnie je samą karmę, w określonych porach. A gdy to się dzieje, przedstawiamy mu nową karmę, aby możliwie jak najbardziej rozszerzyć jadłospis.
Tradycyjna receptura na domowy psi posiłek – gotowane kurczak, ryż i marchewka. Może to jest sposób na niejadka?
To nie jest prawidłowo zbilansowane pożywienie, nie dostarczy ono psu wszystkich niezbędnych składników odżywczych. Oczywiście można żywić psa dietą gotowaną, ale ona również wymaga odpowiedniego zbilansowania białka, tłuszczu oraz węglowodanów (o ile je podajemy). A przede wszystkim takie posiłki muszą być suplementowane – choćby wapniem, którego niedobór może prowadzić do bardzo poważnych chorób.
Niestety mit o tym, że zestaw kurczak, ryż i marchew są najlepszym, co można zaproponować psu wciąż ma się świetnie – ku szkodzie zwierząt. Nie jest to ani zdrowy, ani wartościowy sposób żywienia – zdecydowanie odradzam.
Rozmawiała Małgorzata Wróbel