ZachowanieWywiady

Czy ćwiczyć samokontrolę z psem?

Czy wymaganie posłuszeństwa w trudnych sytuacjach to recepta na spokojnego pupila? Gdzie leży granica kontroli i dlaczego kluczem jest akceptacja psich emocji? – odpowiadają behawioryści Zosia Zaniewska-Wojtków i Piotr Wojtków.

Fot. Freepik
MW: Z moich obserwacji wynika, że aktualnie opiekunowie szczeniaków robią wiele, by uchronić je przed wszelkimi sytuacjami stresowymi. Czy jest to słuszna droga i na ile w ogóle jesteśmy w stanie oszczędzić psu przeżywania stresu?

Na pewno bardzo pomocna, nie tylko na początku wspólnej drogi, ale i przez całe życie z psem, staje się umiejętność zrozumienia i przyjęcia niekiedy psiej perspektywy. Oddawanie psu jak najczęściej kontroli nad daną sytuacją i możliwości podejmowania własnych decyzji, pozwala mu rozwinąć się emocjonalnie. Jednak faktem jest, że niektóre sytuacje w naszym ludzkim świecie, są po prostu dla psa zbyt trudne i wtedy to my powinniśmy przejąć kontrolę, aby pomóc psu się w nich odnaleźć.

Podczas pierwszego zjazdu na naszym kursie trenerskim, jeden dzień poświęcamy umiejętności zgrania się i dostosowania do psa, natomiast kolejnego dnia kładziemy nacisk na sytuację odwrotną – na uczenie psa dopasowania się do ludzkich wymagań. Jedno i drugie jest niezbędne do funkcjonowania, zwłaszcza gdy żyjemy w dużym mieście.

MW: Gdzie jest granica kontrolowania psich reakcji? Zauważyłam, że wciąż świetnie mają się techniki szkoleniowe, które polegają na „usadzaniu psa”, zatrzymywaniu go i niejako zamrażaniu w danej sytuacji. Co zyskujemy, a co tracimy na takiej kontroli?

Nie ma nic złego w uczeniu psa komendy „siad”, aby czasem za jej pomocą móc go unieruchomić – np. czekając przy przejściu dla pieszych lub w sytuacji, gdy w parku musimy po nim posprzątać i chcemy, by na nas poczekał. Z drugiej strony musimy mieć świadomość, że aby pies był w stanie wysiedzieć dłuższy czas w różnych warunkach, musi być do tego odpowiednio przygotowany.

Jeśli pies jest bardzo rozemocjonowany jakąś trudną dla niego sytuacją, a jego człowiek w tym czasie wymaga od niego jeszcze wykonania komendy „siad”, to trochę tak, jakby wstrząsać butelką z gazowanym napojem. Fizyczne unieruchomienie nie przynosi ulgi w głowie. Jeśli mam do czynienia z młodym, ekstrawertycznym psem, najpierw staram się nauczyć go technik radzenia sobie z pobudzeniem, sposobów na danie ujścia emocjom. Dopiero gdy przygotuję go emocjonalnie na sprostanie wymaganiom szkoleniowym, mogę spróbować je przed nim postawić.

Fot. ZUZA STANISZEWSKA
MW: Jakie więc sposoby na zredukowanie napięcia możemy pokazać psu?

Niedawno mieliśmy do czynienia z psem, który bardzo intensywnie pobudzał się, czekając na spacer. Gdy jego opiekunka ubierała się i brała do ręki smyczy, psiak biegał wokół, popiskiwał, dyszał. Zgodnie z różnymi przeczytanymi poradami, opiekunka usiłowała nauczyć go oczekiwania na wyjście w siadzie – to jednak wcale nie pomagało, pies siedział, ale nadal piszczał, a po wyjściu z domu pędził jak najszybciej, ciągnąc na smyczy. Zaproponowaliśmy więc mu trzymanie czegoś w pysku – ta naturalna czynność nie tylko pozwoliła mu „zagryźć emocje”, ale również czerpać radość z wykonywania określonego zadania, a przez to pomogła lepiej radzić sobie z ekscytacją.

Bardzo istotna jest właśnie kolejność – najpierw pomagamy psu wrócić do stanu równowagi, a dopiero później wymagamy posłuszeństwa i wykonywania zadanych ćwiczeń.

MW: Jeśli nie unieruchamianie to, jaką mamy alternatywę?

Dużo zależy od potrzeb i naturalnych predyspozycji psa. Przed chwilą wspomnieliśmy o tym, że pomocne może być trzymanie w pysku zabawki – to dobre rozwiązanie dla retrieverów. Jeśli mamy w domu teriera, to naturalną dla niego czynnością, pozwalającą na wyrzucenie z siebie emocji, może być np. szarpanie. Innemu psu pomoże węszenie i wyszukiwanie smakołyków rozsypanych w trawie. Jeszcze inny szuka wsparcia w bliskości i kontakcie z opiekunem, we wspólnej zabawie lub przebiegnięciu, by jak najszybciej oddalić się od bodźca wywołującego reakcję. W tej kwestii trzeba być niezwykle elastycznym, bo jeden pies może korzystać z wielu strategii, czasem też okazuje się, że to, co sprawdzało się w jednej sytuacji, w innej – trudniejszej – już nie działa.

W tym temacie widać naprawdę dużą analogię do wychowywania dzieci. Gdy idziemy na plac zabaw i dziecko jest podekscytowane, biega, piszczy, nikt raczej nie upiera się, aby uczyć je w tym miejscu spokojnego siedzenia na krzesełku – przecież to byłaby dla niego niemal tortura! Oczywiście, gdy dziecko dorośnie, będzie potrafiło już zachować spokój i cierpliwie poczekać nawet w pobudzającej sytuacji – dorośli ludzie wychodząc na imprezę raczej nie biegają po domu, piszcząc z ekscytacji – ale to wymaga dojrzałości emocjonalnej, którą nabiera się wraz z wiekiem i doświadczeniem. Podobnie jest z psami. Nie ma sensu wymuszać na psie wykonywania poleceń, na które nie jest jeszcze emocjonalnie przygotowany.

Omawiamy teraz głównie sytuacje, w których pies mierzy się z jakimiś trudnościami. Ale coraz częściej obserwujemy również próby usilnego kontrolowania psów, nawet jeśli nie prezentują one problematycznych zachowań. Np. człowiek wraca do domu po długiej nieobecności, pies wita go z naturalną radością, a w odpowiedzi otrzymuje komendę „siad” i wymaganie, żeby w tym siadzie trwał, aż człowiek pozwoli mu na interakcję. Albo ktoś wchodzi z psem do pustej poczekalni u weterynarza i każe psu siedzieć w miejscu, nie pozwalając na przejście się wokół i obwąchanie nowej przestrzeni. Jako ludzie nadużywamy kontroli, usiłujemy ograniczyć psom prezentację całkowicie normalnych zachowań – a to burzy istotę tego, jakim zwierzęciem jest pies.

MW: Bardzo modne jest aktualnie słowo „samokontrola”. Wymagamy od psów czekania na absolutnie wszystko – posiłek, wyjście z domu, smakołyk, zabawę, itd. Czy samokontrola jest faktycznie konieczna i jak wykorzystywać ją mądrze?

Pies powinien mieć możliwość swobodnego zaspokajania swoich potrzeb – oczekiwanie na absolutnie każdą aktywność może prowadzić do ogromnej frustracji. Nie wolno jednak umniejszać znaczenia treningu, który ma na celu podnoszenie poziomu cierpliwości psa. Ćwicząc z psem np. chodzenie przy nodze, wymagamy od niego konkretnej pozycji, tempa marszu, ignorowania otoczenia – stopniowo nagradzamy go za przejście w ten sposób coraz większej liczby kroków i tak właśnie rozwijamy w psie cierpliwość i umiejętność kontrolowania swoich emocji i odruchów. Podobnie, gdy uczymy psa trwania w jakiejś pozycji lub zatrzymania się na chwilę – co jest niezwykle ważną umiejętnością, szczególnie jeśli żyjemy w mieście i wyjście na spacer do parku wiąże się np. z koniecznością przejścia przez ulicę, poczekania na zielone światło. Istotne jest jednak, aby do takich wymagań przygotować psa odpowiednim treningiem i dostosować poziom trudności do jego emocjonalnej gotowości – naukę nowych zachowań zawsze zaczynamy w bezpiecznym środowisku. Pies musi nam ufać – a zaufania nie buduje się kontrolą, a zrozumieniem i pomocą w trudnych sytuacjach.

MW: A co z uczeniem psa patrzenia opiekunowi w oczy?

Patrzenie na opiekuna jest dla psa elementem komunikacji. W ten sposób pies często daje znać, że coś zauważył, że czegoś potrzebuje. Patrzenie na jakiś bodziec w środowisku, a następnie na opiekuna, to rodzaj pytania „co z tym zrobimy?”. Uczenie psa wpatrywania się w oczy na komendę trochę blokuje naturalność tej naszej wzajemnej komunikacji. Warto też zwrócić uwagę na to, że jeśli pies ma dużą motywację na jedzenie, a wpatrywanie się w oczy jest przez opiekuna często wzmacniane, może to prowadzić do sytuacji, w których pies będzie patrzył w oczy również obcym osobom, w nadziei na smakołyk. W ten sposób pies niejako sam „pakuje się” w bardzo trudną dla niego sytuację – bo długotrwały kontakt wzrokowy z obcymi nie jest dla niego ani naturalny, ani przyjemny.

Fot. ZUZA STANISZEWSKA
MW: Jak zauważyć, że nakładamy na psa zbyt dużą kontrolę i wcale nie przekłada się ona na jego komfort psychiczny?

Warto spojrzeć szerzej, na cały kontekst danej sytuacji, a nie wyłącznie na określone, problematyczne zachowanie psa. Wyobraźmy sobie np. że na spacerze spotykamy największego psiego „wroga” naszego zwierzaka. Aby uniemożliwić mu szarpanie się na smyczy i szczekanie, wydajemy polecenie „siad” i wymagamy trwania w tej pozycji, aż wróg zniknie z naszego pola widzenia. Pies siedzi jak na szpilkach, wytrzymuje, ale chwilę po tej sytuacji puszcza się w pogoń za rowerzystą lub ptakiem.

Musimy pamiętać, że nawet jeśli pies ulega kontroli z naszej strony, to nie oznacza, że jego emocje znikają – mogą się w nim kumulować i dać o sobie znać dopiero jakiś czas później.

Obserwujmy ogólny nastrój psa, cały przebieg spaceru, jego reakcje po powrocie do domu. Pies sfrustrowany, przytłoczony środowiskiem zewnętrznym, może te napięcia odreagowywać w mieszkaniu – np. biegając w kółko, niszcząc, szczekając na opiekunów czy przechodniów za oknem. To na nas, jako opiekunach ciąży odpowiedzialność za dobrostan naszego zwierzęcia – a zapewnić go możemy odnajdując równowagę między wymaganiami a wychodzeniem naprzeciw psim potrzebom i komunikatom.

Reklama



Podobne artykuły