Tropiciele: Halo, gdzie jesteś?
Ósma rano w niedzielę. Marzenie – przewrócić się na drugi bok i okryć kołdrą, a potem śniadanie do łóżka? Ależ skąd! Kurtka, czapka, pasztet w pojemniku i siedzenie w krzakach to najlepszy sposób spędzania weekendu – twierdzą zgodnie członkowie Cywilnej Grupy Poszukiwawczej – Tropiciele Warszawa.
Możliwości psiego nosa wzbudzają coraz większe zainteresowanie. Podkreśla się naturalną predyspozycję naszych czworonogów do szukania, sprawdzania, wąchania, którą można przekierować na wybraną przez siebie dyscyplinę. W końcu ilość posiadanych komórek węchowych u ludzi waha się od 10 do 20 mln, natomiast psy posiadają ich od 100 do nawet 300 mln!
Pomysły na wykorzystanie psiego węchu nie są już tylko domeną służb mundurowych. Pojawia się coraz więcej sposobów wykorzystania psiego nosa – nosework, popularne maty węchowe, tropienie sportowe czy użytkowe.
To ratownik? – W życiu!
Grupa Poszukiwawcza Tropiciele Warszawa to zespół pasjonatów tropienia i ratownictwa. Grupa założycieli liczy siedmiu ludzi i osiem psów. Z czasem przybyło kolejnych pięć osób, które też trenują, biorą udział w seminariach, organizują warsztaty.
Jak to się stało, że mama dwójki dzieci, anglistka, handlowiec, tłumacz języka niemieckiego, księgowa spędzają weekend, chowając się w lesie? Jak mówią, zaczęło się niewinnie, od chęci znalezienia ciekawej aktywności dla psa, a z czasem pojawiła się pasja.
– Powodem była głównie chęć zabawy z psem. Nikt z nas, idąc na tropienie, nie myślał, że zamieni się to w ratownictwo. A nawet jak zaczęły pojawiać się te pierwsze pomysły, nikt by nie uwierzył, patrząc na te nasze oszołomy, bo każdy z naszych psów był kopnięty. To ratownik? – W życiu! Każdy z nas podchodził do tego na początku rekreacyjnie. Super zabawa, pies wraca zmęczony – wspomina Agnieszka.
Początki zakładały tropienie jako pomysł na ciekawą rekreacyjną aktywność.
– Mojemu Thorinowi wszystko jakoś wychodziło, sztuczki, agility, trochę obi, ale generalnie widać było, że wszystko robi, bo jest żarcie. Poszłam z nim kiedyś na tropienie. Pierwszy ślad jakoś tam, a drugi… Jakby mu coś przeskoczyło w mózgu. Widać było taką radość z tego, że nie mogłam dalej nie przychodzić – opowiada Marta. Dobra zabawa, wyjazd do lasu, a psy się bardzo męczą wykorzystywaniem nosa. Po powrocie do domu padają i zasypiają kamiennym snem.
– Zaczęłam chodzić z Bonnie, przygarniętą ze schroniska; ze względu na jej problemy z wyciszeniem szukałam dla niej zajęcia. Przemiana, która w niej zaszła dzięki tropieniu, jest niewyobrażalna – mówi Agnieszka. Monika szukała sposobu, by jej psi emeryt pozostał w formie, a Aga potrzebowała aktywności dla młodego, pełnego energii owczarka niemieckiego. Powstawaniu grupy towarzyszyły zawirowania.
– Trochę się baliśmy, bo zostaliśmy bez trenera. W pierwszym momencie było tak: – Matko, co my zrobimy? Bez trenera będziemy ćwiczyć? No przecież tak się nie da. – Pierwszą myślą, chyba u wszystkich, było, że grupa się rozpadnie. Ale paradoksalnie to bardzo nas wzmocniło – opowiada Agnieszka.
Późniejszy przełom to rozpoczęcie współpracy z Anią Hermińską – przewodnikiem psów ratowniczych certyfikowanych przez Państwową Straż Pożarną i instruktorem. – Wpływ Ani jest bardzo duży. Nikt z nas ratownikiem nie był, a teraz coraz więcej osób bardzo mocno o tym myśli – podkreśla Marta.
Dolny czy górny
Człowiek, poruszając się, pozostawia ogromną ilość komórek naskórka, które opadają na ziemię. Zapach rozchodzi się w powietrzu w postaci stożka – razem z kierunkiem wiatru. Im dalej od źródła zapachu, tym mniej komórek i zapach jest mniej intensywny. Im bliżej poszukiwanej osoby, tym zapach będzie miał większe stężenie. Pies może odnaleźć zapach konkretnej osoby nawet po kilkudziesięciu godzinach.
Każdy może rozpocząć przygodę z tropieniem, najważniejsze jednak by określić, którym wiatrem nasz pies pracuje.
– „Dolny” pies przede wszystkim szuka konkretnego zapachu, dostaje na początek do powąchania jakiś przedmiot i szuka konkretnej osoby. Idzie po śladzie tej osoby na ziemi. A „górny” pies szuka dowolnego żywego człowieka. Bez smyczy, bez linki, bez podania wcześniej zapachu. Do tej grupy zaliczamy też psy lawinowe czy gruzowiskowe – tłumaczy Marta.
Podczas akcji ratowniczo-poszukiwawczej psy pracujące dolnym wiatrem zaczynają i pracują w pierwszych godzinach od zaginięcia. W momencie, gdy nadadzą kierunek dalszych poszukiwań, wchodzą psy pracujące górnym wiatrem. Potrafią wyczuć zapach nawet z 500–800 metrów. Szukają i wskażą każdą żywą osobę na danym terenie.
– Psy pracujące górą powinny być bardziej samodzielne, bo muszą oddalać się od przewodnika. Pracują na większych obrotach niż psy „dolne”. Więc albo musi być takich psów dużo, żeby się zmieniały, albo musisz mieć ograniczony teren do przeszukania. Na prawdziwych akcjach są to zazwyczaj wyznaczone sektory. Szukają szybko, ale mają swój „zasięg”. Nie oddalą się od przewodnika na więcej niż 1 km – opowiada Marta.
Pokaż!
Odnalezienie człowieka to oczywiście sukces, ale będzie miał on niestety małe znaczenie, jeśli pies nie będzie potrafił czytelnie poinformować swojego przewodnika o tym kogo i gdzie odnalazł. Bardzo dużą uwagę przykłada się więc podczas szkolenia do wypracowania perfekcyjnego i niezawodnego w każdych warunkach oznaczania.
– Najkrótsza opcja czasowa, żeby pies był gotowy, to półtora roku. Pierwsze pół roku zaznajamia się z pozorantem. Na krótkich odcinkach. Żmudną pracą staramy się doprowadzić do tego, żeby pies uważał, że najfajniejsze, co można zrobić, to znaleźć tę osobę w lesie. Potem kolejne pół roku to jest już takie szukanie na dalsze odległości, a kolejną rzeczą jest to, żeby pies potrafił pokazać, że znalazł – mówi Marta.
Oznaczyć można na trzy sposoby.
- Pierwszy: pies pozostaje przy pozorancie i szczeka tak długo, aż jego przewodnik nie przyjdzie.
- Drugi: pies dobiega do pozoranta i wraca do przewodnika, daje znać, że znalazł, zostaje przypięta smycz, pada komenda pokaż! i biegną razem do odnalezionej osoby.
- Trzeci: Pies po odnalezieniu osoby chwyta pyskiem rolkę, którą ma zawieszoną przy obroży, i niesie ją do przewodnika, następnie zapięty na smycz prowadzi do odnalezionej osoby.
Nauka oznaczania to oddzielny element treningu tropienia. Psy same wybierają sposób, który najbardziej im odpowiada.
– To jest bardzo fajny moment. Chyba mój ulubiony. Kiedy pies jest już na etapie, że wie, iż chodzi o odnalezienie pozoranta, i że to jest super. Ktoś się kładzie na widoku i zwyczajnie puszczasz psa i patrzysz, co zrobi. Ten pies już wie, że to jest osoba, która ma nagrodę dla niego. Podbiega do niej i teraz pytanie: jak tę nagrodę wydobyć? Część psów w tym momencie zaczyna szczekać, na zasadzie takiego wymuszania – one będą wskazywać szczekaniem. Część wraca po pomoc „Mamusiu pomóż, bo ten pan nie chce dać nagrody, którą miał dać”, i to są psy doprowadzające. A część, i to jest chyba najdziwniejsze, ostatnio nam się coś takiego zdarzyło, ma taką ochotę, żeby zwyczajnie coś wziąć do pyska i zanieść przewodnikowi. Potrafią nawet znaleźć patyk obok tego pozoranta, żeby nie wracać z pustym pyskiem. One będą pracować z rolką – opowiada Marta.
Stare skarpetki, ser i pasztet
Wyobraźcie sobie taką scenę. Polana oświetlona słońcem w lesie, pod drzewami klatki przykryte kocami. Przy wejściu do lasu grupa ludzi w pomarańczowych kamizelkach wpatruje się w psa. Najpierw grzecznie siedział, a teraz ruszył już na ścieżkę wzdłuż sosnowego boru. Biegnie jak strzała wprost przed siebie. Nagle gwałtownie hamuje, zaczyna obracać głowę w lewo, w prawo, chwila zastanowienia i znów już biegiem skręca, znikając w lesie. Na polanie zalega cisza, milkną rozmowy. Po chwili słychać szczekanie, a głos z krótkofalówki informuje: znalazł! Odetchnięcie z ulgą i radość. Z lasu wynurza się pozorant, szarpiąc się z przeszczęśliwym psim ratownikiem.
Na ścieżkę wchodzi następny, tym razem tropiący dolnym wiatrem, będący w trakcie nauki oznaczania pozoranta. Przyszły zaginiony zostawia po drodze swoje ubrania i chowa się w wybranych krzakach. Już za chwilę padnie pytanie przewodnika: Halo, gdzie jesteś? Odpowiedź pozoranta niezmiennie ta sama: Tu jestem! Pies idzie po śladzie, skupiony, z nosem przy ziemi. I tak przez kilka godzin, oprócz śpiewu ptaków, w lesie słychać na przemian szczekanie psów, krótkofalówkę i „halo, gdzie jesteś”, które ma na celu pomóc psu w lokalizacji pozoranta. Przyznam, że oglądanie psów przy pracy jest niezwykłym doświadczeniem, które na długo pozostaje w pamięci. Tak jak ślad po dotknięciu psiego nosa, który sprawdzał, czy wszystko z tobą okej, i jego radość po odnalezieniu cię w lesie.
Czyli jesteś przekonany/a i chcesz zacząć?
– Jak się przygotować do treningu? Klasycznie: szelki, dłuższa smycz/linka, nagroda (jedzenie – najwygodniejsze są pasztety bądź zabawka), zabierzcie ze sobą również skarpetki, najlepiej nie pierwszej świeżości – idealnie nadają się do szukania, ser, który na początku pomaga w tworzeniu ścieżki i wzmacnia zapach naturalny. Pamiętajcie też, że trening to nie tylko szukanie, ale i pozorowanie, więc przyda się ciepłe ubranie. I to, co może zaskoczyć – pierwsze wejścia trwają zazwyczaj krótko, koło 15 minut. Pamiętajmy jednak, że praca nosem bardzo psa męczy i po dwóch takich wejściach będzie wykończony jak po maratonie. Gwarantujemy! – tłumaczy Agnieszka.
Istotną kwestią dla początkującego jest odpowiedź na pytanie: „czy mój pies lubi ludzi?”
– Wiadomo, że tropić może praktycznie każdy, tylko zależy jeszcze co lub kogo. Z psem nieprzepadającym za ludźmi można ćwiczyć poszukiwanie różnych rzeczy, ale nie osób. Ciekawe rozwiązanie to szkolenie na psa zwłokowego, nie muszą one wtedy pracować w czasie treningu z pozorantem, tylko z martwym naskórkiem, z włosami itd. – opowiada Agnieszka.
Wszystkie psy nasze są
Niewinne z pozoru hobby, ku radości właścicieli i psów, pochłania coraz więcej energii i czasu. Część grupy szykuje się do wstępnych egzaminów na psy ratownicze. Zgodnie twierdzą, że wspierają się i cieszą z każdego sukcesu.
– Na samym początku lubiliśmy się, ale nie było między nami takiej więzi. A teraz to chyba każdy z nas ma takie poczucie, że te wszystkie psy są jego – przyznaje Marta. Agnieszka dodaje:
– Bonnie ostatnio ciężko i nagle zachorowała, ja byłam w podróży służbowej, a mój narzeczony jest Anglikiem. Napisałam na naszej grupie, że się martwię – jak on sobie poradzi u weterynarza, zna polski, ale podstawy. Natychmiast dostałam wiadomość od każdego z osobna: przyjadę, zawiozę, pomogę. Czułam ogromne wzruszenie. Agnieszka – właścicielka Bonnie, która z psiego tajfunu powoli staje się dojrzałą ratowniczką i pracuje górnym wiatrem. W CGP od początku. Marta – właścicielka Thorina, teriera, najmniejszego członka grupy, pracującego dolnym wiatrem. W CGP od początku.
Zapraszamy na otwarte treningi. Nasza strona internetowa: tropicielewarszawa.com,